Strona:PL G de Maupassant Życie.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ustawił tedy gości i żonę na pomoście, z którego po schodkach zstępowało się do stawu; sam zaś wsiadł do łodzi ze służącym, niosącym sieć i zapaloną pochodnię.
Pochodnia zapalała na wodzie smugi ognia, ruchliwe i dziwaczne, rzucała tańczące błyski na zeschłe sitowie, prześwietlała olbrzymią firankę jodeł. I nagle, gdy łódź zawróciła w kierunku odwrotnym, cień olbrzymi, fantastyczny, cień człowieka wyłonił się na oświetlonym skraju lasu. Głowa jego przewyższała drzewa, gubiąc się w niebiosach, gdy nogi nurzały się w stawie. Następnie przeogromna ta istota podniosła ręce, jak gdyby pragnęła zgarnąć z nieba gwiazdy. Nagle wyprostowały się te ramiona olbrzymie, opadły, a równocześnie dał się słyszeć lekki szum wody poruszonej.
Gdy łódź okrążała jeszcze powoli brzeg stawu, widmo ogromne zdawało się pędzić wzdłuż lasu, oświetlonego migotliwym blaskiem pochodni; następnie zniknęło gdzieś na niewidzialnym horyzoncie, znów się wyłoniło, nie tak już ogromne, lecz wyraźniejsze, dziwaczne swe ruchy odbijając na fasadzie zamku.
A gruby głos hrabiego zagrzmiał:
— Gilberto, mam ich ośm!
Wiosła uderzyły o falę. Cień ogromny widniał teraz na ścianie w pozycyi stojącej, nieruchomy, zmniejszając się jednak stopniowo co