Wesołe opowiadania wesołego chłopca/Na odpuście

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Udziela
Tytuł Wesołe opowiadania wesołego chłopca
Pochodzenie Bibljoteka „Orlego Lotu“
Wydawca Księgarnia Geograficzna „Orbis“
Data wyd. 1934
Druk Tłocznia Geograficzna „Orbis“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Na odpuście.

Już od tygodnia mówiono w domu o zbliżającym się odpuście w dniu Narodzenia Najśw. Panny Marji, jaki się odbędzie w sąsiedniej wiosce 8. września. Matka wybierała się na ten odpust, służąca także iść miała ochotę, a ja, a ja, ma się rozumieć, chciałem iść także.
— Nie chcę cię brać ze sobą — mówiła matka — bo znowu coś zbroisz i narobisz mi wstydu, a może i kłopotu niemało.
Obiecywałem, że się będę zachowywał jak najgrzeczniej, że matki nie opuszczę ani kroku, żeby mnie tylko zabrała ze sobą, bo nigdy jeszcze nie byłem na wsi na odpuście, a musi tam być pięknie, skoro tylu ludzi nawet procesja wybiera się z pielgrzymką.
Po długich prośbach przyobiecała mi matka, że mnie weźmie ze sobą. Nie mogłem się dnia tego doczekać. Co ja tam zobaczę? Poco tam tylu ludzi wędruje? Pytałem moich towarzyszy, czy który z nich idzie także na odpust. Żaden z nich nie szedł. Byłem dumny, iż mnie się to udało i już naprzód myślałem, jak wszyscy będą mnie pytali o przygody pielgrzymki, a co ja im będę opowiadał.
Dzień września był piękny i pogodny. Po obiedzie wybraliśmy się razem z matką pieszo, bo to była niedaleka sąsiednia wioska. Mijaliśmy grupy ludzi i nas mijali inni. Za mostem drożyna pięła się pod górę, a z drugiej strony wzgórza zobaczyłem wioskę i kościół wśród chat. Po dwóch godzinach wędrówki byliśmy na miejscu.
Koło kościoła ścisk wielki. Po obydwóch stronach drogi porozstawiane kramy z ciastkami, piernikami, obrazkami świętych, różańcami i innemi świętościami, — całe gromady dziadów śpiewały, zawodząc na różne głosy nabożne pieśni o Matce Boskiej, ślepcy grali na lirach, inni prosili o jałmużnę, że gwar i hałas był niesłychany.
Weszliśmy do kościoła; nabożeństwo jeszcze się nie rozpoczęło, więc ludzi było niewiele. Nie mogłem usiedzieć spokojnie w ławce przy matce, wyszedłem i rozglądałem się po kościele. Obok wielkiego ołtarza były drzwi, prowadzące do zakrystji. Wsunąłem się tam, aby zobaczyć, co się tam dzieje i co się tam znajduje. Był zakrystjan, który przygotowywał szaty kościelne dla księdza, był służący, który zaświecał świece, było dwóch chłopców i jeszcze kilku innych ludzi. Zakrystja była niewielka i ciasna. W jednym kącie zobaczyłem małe drzwiczki, do których wiodły schodki kamienne. Chciałem zobaczyć, co się za nimi znajduje. Żeby mnie zakrystjan nie wyrzucił, ostrożnie, powoli zbliżałem się do schodków; z obawą, a z wielką ciekawością, wstąpiłem na stopień najniższy, za chwilę posunąłem się na schodek drugi, postawszy tam spokojnie byłem wkrótce na stopniu trzecim i już przez otwór w drzwiach mogłem zajrzeć do wnętrza. Ale nic nie zobaczyłem, bo schodki skręcały się w bok. Wtedy posunąłem się w górę znowu o jeden stopień, a skoro zmiarkowałem, że mnie z zakrystji nikt już nie zobaczy, pobiegłem szybko do góry, i — co powiecie — wybiegłem najniespodziewaniej na ambonę. Ludzie w kościele spojrzeli na mnie, a ja zakłopotany i przerażony przysiadłem i czemprędzej począłem posuwać się do wyjścia, bojąc się, żeby mnie kto stąd za uszy niewyciągnął. Wybiegłem też zaraz z zakrystji.
Na cmentarzu kościelnym ludzie zaczęli przygotowywać się do procesji, chłopcy bili już w dzwony, zawieszone na pobliskiej dzwonnicy. Przybliżyłem się do nich, bo chciałem wziąć udział w tej czynności. Jakoż udało mi się przyczepić do liny i dalejże z drugim towarzyszem uradowany dzwoniłem co sił starczyło.
Procesja wyruszyła z kościoła, zobaczyłem matkę wśród ludzi, która, widząc mnie przy tej pracy, zgorszona, ręce załamała.
Po procesji, nie czekając już końca nabożeństw, przyszła matka do mnie i natychmiast kazała wracać do domu. Byłem zadowolony z tej pielgrzymki i możecie sobie wyobrazić, co ja to nagadałem kolegom o swoich przygodach na odpuście.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Udziela.