Wczasy warszawskie/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Krupiński
Tytuł Wczasy warszawskie
Data wyd. 1872
Druk Drukarnia S. Orgelbranda Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.


UTYLITARYZM.



Utylitaryzm, jak o tém wiedzą wszyscy, co się uczyli języka łacińskiego, pochodzi od przymiotnika utilis, co znaczy użyteczny. Wyrazy zakończone na izm lub yzm znaczą i w naszym i w obcych językach pewny zbiór wyobrażeń religijnych, politycznych, etycznych, ekonomicznych lub naukowych. Tak też powstały wyrazy: Mozaizm, Chrystyanizm, Radykalizm, Konserwatyzm, Epikureizm, Ascetyzm, Merkantylizm, Industryalizm, Idealizm, Sensualizm i t. p. Do téj saméj kategoryi liczy się i Utylitaryzm. Tak więc czytelnik już wie, że utylitaryzm jest zbiorem pewnych wyobrażeń, ale może jeszcze nie wiedzieć do jakiego rodzaju liczą się te wyobrażenia i czego one dotyczą. Bacząc na znaczenie wyrazowe, domyśla się, że to są wyobrażenia mające związek z użytecznością. Lecz znaczenie wyrazowe w tym razie jeszcze mało uczy; dla tego uprzedzając domysły, powiadamy, że Utylitaryzm jest takim systematem obyczajowym, który uczy, że wszystkie nasze czynności wynikają z samolubstwa, że jedynemi pobudkami popychającemi nas do działania są: pożądanie przyjemności, a unikanie cierpienia. Z tego określenia widać, że już nie koniecznie użyteczność lub korzyść, ale osobista przyjemność jest celem i zasadą wszystkich naszych czynności, że bezinteresownych, niesamolubnych czynności być nie może, gdyż na dnie duszy można ujrzeć samolubstwo pomimo wszelkiego rozprawiania o bezinteresowności naszego postępowania.
Chociaż ta zasada nie nowa jest na świecie, i chociaż tak mało zdaje się wpływać na bieg rzeczy ludzkich; jednakże po bliższém jéj rozważaniu można się przekonać, że stała się ona panującą w naszym wieku, nietylko w postępowaniu jednostek względem jednostek, ale i społeczeństw względem społeczeństw.
Starano się tę zasadę wywrócić dowodami naukowemi, wykazywaniem zgubnych następstw dla całéj obyczajowéj strony człowieka, pogardą nareszcie; ale to wszystko napróżno. Zasada przejęła wszystkie stosunki, i jesteśmy na rozstajnych drogach. Jedni widzą w tym kierunku przepaść, drudzy bezpieczną drogę. Obawy ztąd jeszcze pochodzą, że utylitaryzm nie jednakowo przez wszystkich jest rozumiany. Kiedy bowiem jedni biorąc dosłownie jego orzeczenie, wyprowadzają teoretycznie najzgubniejsze następstwa; inni łagodząc owo orzeczenie twierdzą, iż wszystkie pobudki naszego postępowania, lubo ochrzczone innemi nazwami, dadzą się sprowadzić do utylitaryzinu t. j. dobrze zrozumianego własnego interesu, inaczéj do samolubstwa. Zobaczmy to na kilku przykładach.
Ci, co mówią, że czynności nasze lubo nie wszystkie pochodzą z daleko wyższych pobudek, niż własna korzyść, samolubstwo, przytaczają takie wypadki: Czyż ojciec lub matka odejmując sobie od ust, by dziecko nakarmić, działają z pobudek przyjemności? Przecież głód, którego nie zaspokoili, nie jest im przyjemny ani korzystny. Przeciwnie, odpowiadają utylitaryści: zadowolenie, które nazywamy moralném, było w tym razie silniejszą pobudką niż głód — i dla tego, że im było przyjemniejsze niż nieprzyjemność z głodu pochodząca, wybrali je, ulegli przyjemności, która jest pewnym rodzajem korzyści.
Ale oto inne przykłady: Uczony o głodzie i chłodzie siedzi nad kamieniem lub księgą, missyonarz opowiada wiarę z narażaniem się na śmierć lub męczarnie, żołnierz ginie dla honoru chorągwi, obywatele składają ofiary na wychowanie młodzieży, siostry szare pielęgnują chorych darmo po szpitalach i t. p. Gdzież tu osobista korzyść, ów interes dobrze zrozumiany? Czyliż ten interes nie nakazywałby raczéj uczonemu postarać się o chlebodajne zatrudnienie, missyonarzowi zostać na wygodniejszéj missyi we wsi lub mieście, żołnierzowi uciec z pod prażenia działowéj strzelby? Czyliż pobudką do tych czynów nie jest poświęcenie? Tak, odpowiadają utyltaryści, poświęcenie. Ale czyż to poświęcenie sprawia im nieprzyjemność? Przeciwnie, wybrali tę drogę działania, bo jednego popchnęła na nią chęć sławy, drugiego nadzieja lepszego życia, trzeciego wysokie cenienie honoru, innego próżność rodząca zadowolenie. Wszyscy oni obrachowali, że idąc tą drogą a nie inną, lepiéj dla siebie zrobią. Mogli się pomylić w swojéj rachubie, ktoś z daleka na nich patrzący może ich zaliczać do całych lub ćwierć-waryatów, ale z tém wszystkiem chodziło im o to, co w ich wyobrażeniu zdawało się im lepszém, co im sprawiało większą przyjemność natychmiastową lub spodziewaną.
Wszakże nietylko pojedynczy ludzie w swoich czynnościach powodują się większą lub mniejszą dozą przyjemności; lecz i społeczeństwa. Zawierany np. traktat handlowy lub polityczny, tak zwykle bywa układany, by stronom przyniósł jak największe korzyści. Pomoc niesiona przez Francyę Włochom, byłaż dla idei czy dla interesu dana? Wyprawy krzyżowe byłyż tylko wynikiem gorącéj wiary i chęci odzyskania grobu Zbawiciela? czy raczej wynikiem chęci sławy przez książąt a wyswobodzenia się z długów i niewoli ludu pospolitego? Naiwnym jest i nie zna ludzkiéj natury, kto na dnie wszech czynności pojedynczych lub zbiorowych nie widzi samolubstwa, przyjemności, czyli dobrze, a czasem źle zrozumianego interesu. Tak mówią utylitaryści, a to ich mniemanie opiera się na znajomości natury ludzkiéj.
Otóż na tę znajomość natury ludzkiéj powołują się wszyscy, a jednak każdy w niéj co innego upatruje, i podług tego co widzi, kreśli drogę postępowania dla całego rodzaju ludzkiego. Jak płonną zdaje się być nadzieja, że kiedyś będziemy mogli wszystkie tak zwane siły fizyczne sprowadzić do jednéj, do monizmu; tak płytkie jest zdanie, jakoby czynności człowieka z jednéj pochodziły pobudki. Dla tego i utylitaryści redukujący wszystkie pobudki czynności ludzkich do samolubstwa, czynią to dla nieznajomości natury ludzkiéj. Bo jeżeli prawdą jest, że każdy nasz czyn jest wynikiem mnóztwa sił działających w organizmie fizycznym, wyobrażeń nabytych lub wyrozumowanych, wspomnień, okoliczności chwilowych do działania nas popychających; toć nie można go przypisywać jednéj pobudce. Wprawdzie utylitaryści biorąc w rachubę wyliczone tu okoliczności, twierdzą przecież, że wszystkie dadzą się zamienić na to co nazywamy przyjemnością, korzyścią lub własnym interesem. Żeby zaś téj zamiany i redukcyi można było dokonać, to wcale nie jest dowiedzioném. Owszem możnaby dowieść, że na czyny nasze oddziaływa i własny interes, i poświęcenie, i sława, i wyobrażenia o tém, co jest lepszém lub korzystniejszém. Mogą te pobudki działać czasem w większéj, czasem w mniejszéj ilości, ale niktby nie dowiódł, że tylko jedna z nich spowodowała pewną czynność.
Nareszcie utylitaryzm i tém grzeszy, że nie daje ogólnéj zasady postępowania, lecz zostawia każdemu do woli co on uzna za dobrze zrozumiany swój interes. Otóż wiadomo, że każdy może inaczéj pojmować swój interes, i każdy będzie się nim zasłaniał, nawet wtenczas, gdy o cudzy interes zawadzi. Dla tego pośród rozmaitych zasad etycznych, jakie uczeni wymyślili, piszący jest zdania, iż stara chrześciańska zasada: „Nie czyń bliźniemu co tobie niemiło” jest jeszcze najpewniejszą drogą postępowania i dla ludzi, i dla społeczeństw. Prawda, że ta zasada spowszedniała, i nie brzmi bardzo uczenie; jednak jest i trwałą, i zbawienną. Ten ją pojmuje, kto się przekonał, że złe wyrządzone człowiekowi przez człowieka, społeczeństwu przez społeczeństwo, zawsze znajdzie odemszczenie, albo na tych, co złe uczynili, albo w odleglejszéj przyszłości. Historya rodzin i państw składa na to dowody tak stanowcze, że przeczenie jest niepodobne.
Jakkolwiek więc podług nas samolubstwem niepodobna tłómaczyć wszystkich czynności ludzkich; na to jednak zgodzić się trzeba, iż czasy nasze rozwijają się przeważnie według teoryi utylitarnéj. Liczy ona znakomitych przedstawicieli uczonych jak Hume, Bentham, Smith, Mill. Hołdują jéj narody takie jak Amerykanie (północni), Anglicy, Niemcy i inne, śmiejąc się z tych, którzy mówią, że się powodują poświęceniem, że żyją dla idei, że działają dla jakiegoś dobra ogólnego. Hasłem czasu jest: każdy u siebie i każdy dla siebie. Rozumieć to hasło warto i trzeba, żeby się złudzeniom nie oddawać i nie być, jak pospólstwo mówi, wystrychniętym na dudka. Można to hasło zbijać, można z téj maksymy wyprowadzać wiele dolegliwości trapiących ludzi, jak walka pracy z kapitałem, pauperyzm, demoralizacya; ale zwrócić społeczności z tego toru nie tak łatwo. Złe musi w sobie znaleźć lekarstwo, to jest następstwa pewnych zasad muszą doprowadzić ludzi do ich zmodyfikowania lub porzucenia. Z tém wszystkiém to jest faktem bijącym w oczy, że ludzie założyli sobie osiągnąć największą summę szczęścia, i to postawili za cel wszelkich usiłowań za zasadę postępowania.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Krupiński.