Gdyby nie ta matka droga, O los której drżę,
Jużby mię dziś zgonu trwoga Nie dręczyła... nie!
Gdyby nawet mi za złoto Chcieli zwrócić miecz,
Ja tę łaskę, ach!... z ochotą Odepchnąłbym precz!
Ale byt mój to wiekowéj Matki mojej byt;
A jam dla niej znieść gotowy Nawet hańby wstyd!...
Trzeba dług ten święty, hojny Spłacić matce swej,
Żeby krwawa srogość wojny Nie dotknęła jej.
W Mambig tęskne dni przebywa, Pierś jej gryzie strach;
Pewnie tam gołąbka siwa W gorzkich tonie łzach.
Gdyby można siłą woli Odbić każdy cios,
I to wszystko, co nas boli, W błogi zmienić los!...
O! przysięgam... jużby wtedy Za mej matki próg
Nie zajrzało widmo biedy, Nie wszedł szczęścia wróg!
Ale w karbach świat ten trzyma Wszechpotężna dłoń;
Karłem człowiek — choć olbrzyma Wznosi dumną skroń!...
Gdyby obłok ten, co bieży Przez Mambig gdzieś w świat,
Chciał od syna nieść macierzy Echo wdzięcznych rad, —
Wciążbym wołał: „Matko miła, Nie trać serca... nie!
Niespodzianie dary zsyła Bóg na dzieci swe.
Wytrwaj, matko... taką-ć radę Z głębi serca ślę;
Minie widmo smutku blade I znów ujrzysz mnie!“