Jako Mateja w karczmarce, a karczmarka w nim sie zalubiła

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Gwiżdż
Tytuł Jako Mateja w karczmarce, a karczmarka w nim sie zalubiła
Pochodzenie Fale
Wydawca Księgarnia Polska B. Połonieckiego; E. Wende i Sp.
Data wyd. 1907
Druk Drukarnia Powszechna
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Jako Mateja w karczmarce,
a karczmarka w nim sie zalubiła.

Hej! pod górami ciemny las — po ciemnym lesie
Krzyk się w dal niesie, ryk i wrzask — huk się w dal niesie.
Pośród omszałych, starych drzew, wśród dębów starych
Lecą płomienne głosy ich, zbójników jarych....

A w lesie przy gościńcu
Jest karczma murowana,
A w karczmie karczmareczka,
Hej! Jakby malowana...

Hej! Karczmareczko miła,
Kany-żeś sie to skryła?

Już przy dębowych wrotach są, czekają ciebie
Chłopcy radośni, jak ten świt ranny na niebie —
Już, już w dębowe wrota tną ciupagi złote —
Hej! Karczmareczko, wpuść-że, wpuść zbójników rote...

I wyszła karczmareczka,
Płacząca cała —
Jak te janiołki święte,
Caluśka biała...

Iskrzą się oczy chłopców — Hej! — Karczmarko ładna,
Dyć ci z kochanek naszych już nie zrówna żadna.
Tak cię wychuchał dziki las — potoki głośne —
I te błękitne grania Tatr, jak wiatr ponośne,
Tak cię wymilił poszum drzew — karczmarko ładna,
Że ci z kochanek naszych już nie zrówna żadna.


Karczmarka prosi w chatę —
I męża głośno woła —
A zbójcy se usiedli
Na ławach dookoła.

Hej! na dębowych ławach wraz posiedli jurni,
Błyskawicowych pełni śnień — jak bogi, chmurni...
Sam się Mateja w siebie wgryzł — na dziewkę patrzy
I, jak ta gałąź, chwieje się i coraz bladszy
Głowę w mocarnych dłoniach mnie, przeciera oczy —
Hej! nie odejdzie go ten czar, ten czar uroczy...

— „Wina!“ — Przynieśli wino-cud — uherskie wino —
„Napij sie ze mną, dziewczę, pij — pij — pij, dziewczyno!
„Chłopcy! — do braci harnaś rzekł — zagrajcie cięto!..
„Dyć dziś wesele wielgie nam i wielgie święto!“

Leci muzyka, leci w las, zawodzi smętnie,
Rwie się tatrzańska nuta w dal — harnaś namiętnie
Objął karczmarkę piękną w pas — patrzy w jej oczy...
Hej! nie odejdzie go ten czar, ten czar uroczy...
— „Wina!“ — przepili jeszcze raz, a wtedy z pola
Wszedł chłop ogromny, smukły chłop, jak ta topola.

Karczmarka pije wino,
Zbójnicy cięto grają —
Hej! Jak sie też to straśnie
Zbójnicy w niej kochają...

...Słyszysz... Karczmarko miła?
A pono ślub był wczora?
Cóż cię to w sercu gryzie?
Zabijże-że, zgnieć upiora!..


Gazda się skłonił aż do stóp: — „Wybaczcie mili“ —
—   —   —   —   —   —   —   —   —   —   —   —   —   —
„Wina mu dajcie!“ — harnaś rzekł. — I razem pili...
Wśród zbójców weszedł pięknej mąż i pił radośnie,
A tu muzyka gra i gra, tak gra miłośnie...
Harnaś Mateja mruknął coś — już chłopcy stoją —

„Ja wam zaśpiewam!“
— „Wiemy już“ Winem się poją.
Potem — ślebodno w izbie już — muzyka ino
Gra tak miłośnie, gra i gra... W głowach grzmi wino...
A mąż karczmarki śmieje się, weselnie śpiewa:
„Hej! hej! Mateja harnaś jest!“ — pijany ziewa...

Mateja zgrabnie przygiął się i klasnął w dłonie,
Muzyka tak siarczyście gra, aż dudnią błonie
I one czarne wały gór i lasów wstęgi,
Co zatoczyły wokół Tatr błękitne kręgi.
Przed karczmareczką harny stał i pił jej oczy —
Hej! bo już całkiem zawładł nim ich czar uroczy...

„Zatońc se mnąm, zatońc,
Kacmarecko sumno —
Ześ tońcyła se mnąm,
Bedzies jesce dumno!“

Drobnego zaczął przed nią bić,
Aż iskry szły z pod jego nóg —
Jak sie nie zaczął przed nią wić,
A podskakować w górę, tukać,
Aż Tatry jęły głośno hukać,
Aż sie dziwował w niebie Bóg
I gwiazdy, choć był jasny dzień,

Na niebo wyszły wszystkie wraz
I zazierały poprzez sień,
Jak to tańcował harnaś nas...

A karczmareczka boczkowała
I straśnie ładnie mu śpiewała
O tem, że rano słonko wstaje,
A wieczór idzie w obce kraje,
Że potem znowu miesiąc złoty
Wychodzi z głębnych ócz Tęsknoty
I Miłowanie po wsiach wodzi,
Że spać nie mogą młodzi...

A z izby wszyscy wyśli już — zostali ino:
Mateja — ona — gracze — mąż — i złote wino...
Wtedy Mateja zmienił tan, przemienił taniec
I zbójnickiego zaczął ciąć, jak opętaniec.
A potem chwycił wina dzban — jął je rozlewać
I tańczyć, szaleć, pić i pić — i śpiewać, śpiewać!..

A w onym szale patrzał wciąż to na powałę,
To w migocące szpary ścian, wciąż oko śmiałe
Kanysi zwracał poza drzwi — kanyś za lasy,
A tu mu gęśle grały — hej! dudniały basy...

„Kacmarecko moja,
Nalej wina, nalej —
Dyć, jak mi nalejes,
To pódziemy dalej!“

I dał karczmarce wina dzban,
Więc w puhar mu nalewa...
Wraz piją... Potem wściekły tan,
A harnaś znowu śpiewa:


„Myślołek, że z nieba
Pon Bóg ogień leje,
A to kacmarecki
Licko cérwiénieje.

Licko cérwiénieje,
Gorejąm ocęta —
Hej! kacmarecko moja,
Boginko zaklęta!“

Zawrzała krew — ogarnął dur
Ich serca, myśli, dusze...
W obłędny tan, jak wały chmur,
Pognali w zawierusze...

A harnaś teraz śpiewa — i patrzy na powałę —

„Letko, Janku, stąpoj,
Bo powała trzescy —
Usłysy kacmarka,
Połomie ci kości“.

Karczmarka już doznaku o wszystkiem zapomniała,
Śpiewała-tańcowała, śpiewała-tańcowała...

A harnaś znowu śpiewa:

„Miéj uwage, Florku,
Kiełbasy na kołku —
Jest pono i séry:
Cosik dwaścia śtéry“...

Karczmarka już doznaku o wszystkiem zapomniała,
Śpiewała-tańcowała, śpiewała-tańcowała...


A harnaś znowu śpiewa:

„Zatkoj spare wiechciém,
Bo światełko widać —
Uwidzi kacmarka,
Mogłaby nos ścigać“.

Karczmarka już doznaku o wszystkiem zapomniała,
Śpiewała-tańcowała, śpiewała-tańcowała...
A mąż jej, z którym wczora ślub brała u ołtarza,
Pijany, śpi pod ławą, w snach djabłom coś wygraża.

A harnaś znowu śpiewa:

„Chłopcy moi, chłopcy,
Kieście juz skońcyli,
Mozebyście se karcmąm
Fajki zakurzyli!“...

I nagle w izbę bucha dym — w oknach płomienie —
Na polu jurnych chłopców gwar i ciupag lśnienie.
Karczmarkę już opętał strach, załkała głośno,
Lecz muzykowie tłumią płacz nutą ponośną. —

„Nie chodźcie górami,
Ino dolinami —
Hej siednę na karego,
Wnet bedę za wami!“

Zaśpiewał harnaś, chłopcy już znikli w oddali...
Muzycy grają — tańczy zbój — karczma się pali...


A w karczmie karczmareczka
Hej! taka ładna straśnie,
Że o ładniejszej żadne
Nie powiadają baśnie...
Już ręce załamała,
Już sie harnasia chyta
I w zawstydzeniu cała
O Miłowanie pyta.

Lecz harnaś nie powiada —
Nie patrzy na nikogo —
Kazuje grać — niewiada,
I po co i dla kogo...
Muzycy grać przestają,
Już ogień ręce parzy —
— „Graj mi, przeklęta zgrajo!“
Herśt dukatami darzy...
— A ty, karczmarko moja,
Ty — dziwo — rusalico —
Tańcz ze mną, tańcz i szalej,
Całować daj twe lico.
W ogniu zrodzone Miłowanie,
Więc w ogniu niechaj żyje!..
Hej! Jakie słodkie całowanie,
Jak serce żarem bije...
Nie chciałbym, żeby ciebie
Pieścili, całowali,
Choćby anieli sami w niebie —
Więc niech się miłość nasza spali!
A przy muzyce tak wesoło —
Gdzież mąż twój?.. Uciekł w pole!..
Grajcie!.. Radością płonie czoło —
Wina postawię wam na stole!..
Grajcie — lub... idźcie i wy w bory —

Idźcie — ostawcie ino sprzęt...
Same grać będą gęśle... Idźcie...
Z karczmarką będę sam...
Nikomu nie dam jej — tej zmory,
Co mię wyzwala z życia pęt...

I pośli harni muzykowie,
Pognali już płonący —
A któż wie, kany ich bratowie,
Któż wie, gdy bór milczący?
Hej! któż wie, kany ich bratowie!..

A tu za nimi karczma płonie,
A w karczmie harnaś-zbój
Z karczmarką śni przywidzeń kraj,
Gdzie wieczny raj, gdzie raj...
I jeszcze lica jej całuje
I usta — włosy — oczy —
A ponad nimi ogień płonie
I w okna bije płomieniami —
Już — już sosręby z trzaskiem lecą —
Już — już ich ręce, jak gromnice,
Ogniami czerwonymi świecą —
I z ust języki-ognie płyną
I z oczu lecą łyskawice —

I stoją razem dwa płomienne słupy:
Karczmarka piękna i Wojtek Mateja,
Rusałka pono i harnaś największy —
Oboje straśnie w sobie zalubieni...
—   —   —   —   —   —   —   —   —   —   —   —   —   —

Kraków, w styczniu 1905.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Gwiżdż.