Dziwożony (Faleński)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki


Dziwożony • Felicjan Faleński
Dziwożony
Felicjan Faleński

Przez bór śpieszy jeździec, przez puszczę szumiącą,
Wskroś liści strugami blask strzela z ukosa.
Mgły kłębią się z bagnisk, z łąk srebrzy się rosa.
Ni rosa to srebrna, ni mgły się to mącą.
To wiewnych dziew grono, w wieczornej krąg zorzy,
Dłoń w dłoni, na smugach zawodzi pląs hoży,
W ich rąbkach z mgły białej w łzy rosa się mieni,
Ich ciała przezrocze z miesięcznych promieni.

Ich oczy z gwiazd spadłych. Włos światły, od środka
Paproci kwiat zdobi iskrzące skrzydlaty
I błędne ogniki spinają im szaty,
I tańcom ich wiewnym pieśń wtórzy tak słodka,
Tak słodką zawodzą pieśń dziewy tańczące,
Że wstrzymał się strumień w swym biegu na łące
I wiatr tchu zapomniał, wsłuchawszy się cały,
I drżące osiki z nagła drżeć przestały.

— Chodź do nas! chodź, chłopcze — brzmi pieśń dźwięcznej mowy —
Co błądzić gdzieś tobie w noc ciemną, w bezdroży.
Zsiądź z konia, zsiądź z konia, chodź z nami w pląs hoży. —
Koń parska i dębem wrył w ziemię podkowy,
I próżno go jeździec — znój zimny na czole,
Zdębiały włos mając — ostrwiami w bok kole.
Świat boży mu w oczach to mierzchnie, to błyska
I chwieje się drżąco jak senna kołyska.

— Chodź do nas! chodź, chłopcze! — zaklęty śpiew nęci —
Chodź z nami w pląs hoży. Gdy tańczyć przestaniem,
Na kłębach mgły lekkim kołysanej wianiem
Rozkosznie jest bujać w sennej niepamięci.
Szumiący liść do snu, do marzeń łabędzie
Brzmienie arf czarownych słodko grać ci będzie. —
— Och! puśćcie mię! nie chcę! choć droga daleka,
Mnie spieszno. Tam dziewczę, tam moje mię czeka. —

— Czy chcesz mieć pas złoty w tęczowe odmiany?
Lub, jeśli walk krwawych tkwi w tobie ochota,
Miecz wodza Pioruna, lub młot króla Młota.
Lub oszczep z gór siedmiu, w trzech zdrojach nurzany?
Lub zbroję, od której grot i cios ucieka,
Lub pierścień, co czyni niewidzialnym człeka? —
— Och! puśćcie mię! nie chcę! nic nie chcę! nic zgoła!
Tam dziewczę mię czeka z uśmiechem anioła. —

— Czy chcesz ty czarownych znać słów zaklinanie,
Którymi niedźwiedzia, dzika krwawe zwierzę
I smoka też zwalczysz, który skarbu strzeże,
Skarb twoim się stanie — chodź do nas, młodzianie!
Skarb złota i pereł, i drogich kamieni,
I szaty barw tylu, w ile blask się mieni:
Szkarłatne — w jutrzenki nurzane kąpieli,
I białe — tak białe, jak gdy śnieg się bieli. —

Przed wzrokiem się jeźdźca rozwleka mgła biała:
— Precz! puśćcie mię! nie chcę! nic nie chcę! precz z drogi. —
Koń jęknął, aż w trzewiach poczuwszy ostrogi,
Wyprężył się, chrapnął i prysnął jak strzała.
— Masz szczęście, wędrowcze, żeś nam uszedł cały,
Bo gdybyśmy ciebie w pląs były porwały,
Łaskotan rozkosznie, chichocząc z uciechy,
Śmierć miałbyś wśród tańca z serdecznymi śmiechy.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Felicjan Faleński.