Czerwony Krąg/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edgar Wallace
Tytuł Czerwony Krąg
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance”
Data wyd. 1928
Druk A. Dittmann, T. z o. p.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. The Crimson Circle
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
42.
Matka.

W salonie zjawili się w sposób tajemniczy trzej mężczyźni, ci sami, którzy trzy noce temu zaaresztowali szpiega. W jednej chwili został Yale skrępowany, odebrano mu rewolwer i zarzuciwszy worek na głowę, wyprowadzono ze sali.
Inspektor otarł z czoła pot perlisty i stał przed zdziwionymi słuchaczami.
— Czcigodni panowie, — powiedział głosem wzburzonym nieco, — raczcie mnie zwolnić na dziś, a jutro dokończę opowiadania.
Obstąpili go, zarzucając pytaniami, ale on potrząsał tylko głową.
— Przeszedł straszne rzeczy w czasach ostatnich! Nikt tego nie wie lepiej odemnie! — powiedział komisarz. — Radbym, ekscelencjo, byś pan przychylił się do prośby inspektora i odłożyć raczył zakończenie na jutro.
— A więc proszę pana inspektora zjawić się jutro na lunch! — rzekł premjer, a komisarz przyjął to zaproszenie imieniem Parra.
Ująwszy Jacka pod ramię, opuścił inspektor salon. W ulicy czekało auto. Wepchnął w nie młodzieńca, który powiedział po długiej dopiero chwili:
— Wydaje mi się to snem... Derrick Yale? Niemożliwe... a jednak...
— To całkiem możliwe! — roześmiał się Parr.
— Ale w takim razie Talja działała wraz z nim?
— Oczywiście!
— Jakżeś pan, inspektorze, odgadł tę całą historję?
— To matka odgadła, nie ja! — zabrzmiała cudaczna odpowiedź. — Nie masz pan wyobrażenia, co to za dzielna osoba. Powiedziała mi dziś popołudniu...
— A więc wróciła?
— Tak, wróciła! — potwierdził. — Chciałbym was zapoznać. Jest ona trochę za dogmatyczna i ma upodobanie do kłótni, ale pod tym względem nie krępuję jej nigdy.
— Możesz pan być pewny, że i ja nie myślę wdawać się w dyskusję! — zaśmiał się bezwiednie, chociaż nie był zgoła wesoło usposobiony. — Czy sądzisz pan istotnie, że to ona wykryła tajemnicę Czerwonego Kręgu?
— Jestem tego tak pewny, jak że pana widzę w tem aucie!
Jack zamilkł aż do chwili, gdy skręcili w ulicę, gdzie mieszkał Parr.
— W takim jednak razie opinja Talji jest jeszcze gorszą i człowiek ten w czasie rozprawy szczędzić jej nie będzie!
— Jestem tego pewny! — odrzekł inspektor. — Ale po jakiegoż licha trapisz się pan Talją Drummond?
— Głupcze! Dlatego, że ją kocham! — wrzasnął Jack, ale zaraz jął przepraszać za uniesienie.
— Wiem, że jestem głupiec, — roześmiał się cynicznie, — ale chyba nie jedyny w Londynie, Mr. Beardmore! Usłuchaj pan mojej rady, zapomnij całkiem o Talji, a natomiast zostaw trochę serca dla matki.
Jack miał już coś szkaradnego pod adresem tej matki, czy babki inspektora, ale opanował się.
Inspektor wkroczył na schody i pierwszy stanął w progu mieszkania.
— Halo, matko! — zawołał. — Przywiozłem Jacka Beardmore, byście się zapoznali.
Jack usłyszał okrzyk.
— Proszę, proszę, wejdź pan, matka czeka na pana! — zaprosił Parr.
Jack wszedł i skamieniał. Przed nim stała dziewczyna uśmiechnięta, trochę blada i znużona, ale... jeśli nie śnił, lub nie zwarjował... była to Talja Drummond we własnej osobie.
Uścisnęła mu dłoń i powiodła do stołu, nakrytego na troje.
— Ojcze, powiedziałeś, że przywieziesz komisarza! — powiedziała z wyrzutem.
— Ojcze? — wyjęknął Jack. — Ależ pan mi powiedziałeś, że to pańska babka!
Uderzyła go po dłoni.
— Ojciec miewa czasem dziwny sposób żartowania. — W domu zowią mnie matką, od kiedy zmarła matka prawdziwa, a to dlatego, że mu matkuję. A ta facecja o babce jest już absurdem, który proszę przebaczyć.
— To ojciec pani? — spytał.
Talja skinęła głową.
— Nazywam się Talja Drummond Parr. Dzięki Bogu nie jesteś pan wzorowym sędzią śledczym, gdyż bardzo rychło wykryłbyś straszną tajemnicę moją. Ale teraz bierz się pan do jedzenia, które przyrządziłam własnoręcznie.
Nie mógł jeść, ni pić, pragnąc tylko dowiedzieć się czegoś więcej, przeto zaczęła rzecz wyjaśniać.
— Kiedy pojawiły się pierwsze morderstwa Czerwonego Kręgu, a ojcu to oddano, wiedziałam odrazu, że będzie to praca ogromna, która może się wcale nie udać. Ojciec ma wielu niechętnych w prezydjum, a nasz komisarz odradzał mu to nawet jako rzecz nader uciążliwą. Musisz pan wiedzieć, że komisarz jest moim ojcem chrzestnym, — dodała z uśmiechem, — i oczywiście interesują go sprawy nasze. Ojciec uparł się, chociaż sądzę, że pożałował niedługo. Sprawy kryminalne miały zdawien dawna urok dla mnie, toteż gdy ojciec wyszperał zasadę organizacji i metody tej bandy, zdecydowałam się rozpocząć karjerę zbrodniarki.
Ojciec pański otrzymał pogróżkę trzy miesiące przed wykonaniem. W kilka dni po jej otrzymaniu przyjęłam posadę sekretarki u Froyanta dlatego, że posiadłości te graniczą ze sobą, a chciałam być blisko. Starałam się nawet o taką posadę u ojca pańskiego, ale bez skutku.
Straszniejsze jeszcze było to, że w chwili morderstwa znajdywałam się w lesie. Nie widząc kto strzelił, poskoczyłam jednak do leżącego, poto atoli tylko, by stwierdzić, że nie żyje. Spostrzegłam poprzez drzewa, że pan biegnie i postanowiłam uciec, a to tem więcej, że miałam w ręku pistolet szybkostrzelny. Jakiś podejrzany człowiek włóczył się w pobliżu, przeto wyszłam zbadać, co to znaczy.
Po śmierci ojca pańskiego nie było już potrzeby zostawać dłużej u Froyanta. Chcąc zbliżyć się do Czerwonego Kręgu, postanowiłam zwrócić na siebie uwagę przez rozpoczęcie karjery zbrodniczej. Skradłam złotego bożka, a ojciec tak wszystko urządził, że zaraz wyszło to na jaw. Nazwał mnie złodziejką i przyjaciółką złodziei po to, by wytworzyć odpowiednią atmosferę i oddziałać na Derricka Yale, czyli Ferdynanda Waltera Lightmana. Nie groziło mi, oczywiście, więzienie, ale zyskałam opinję złodziejki i zaraz też Czerwony Krąg przysłał mi wezwanie. Spotkałam go w aucie na Steyne Square, a ojciec obserwował to i szedł za mną aż do samego domu. Kochany ojczulek zawsze był w pobliżu.
— Tylko nie w Barnet! — potrząsnął głową. — To też bałem się bardzo.
— Jako członkini Czerwonego Kręgu objęłam posadę u Brabazona, bowiem system Derricka Yale polegał na szpiegowaniu jednych przez drugich. Brabazon był mi zagadką. Nie wiedziałam nigdy na serjo, czy postępuje uczciwie, czy nie i zrazu, oczywiście, nie miałam pojęcia, że jest członkiem bandy.
Chcąc zachować charakter złodziejki, musiałam znowu kraść. Przyniosło mi to naganę ze strony mego tajemniczego szefa, ale zbliżyłam się przez to do szajki złodziejskiej i byłam przy Marisburg Place, tuż przed śmiercią Marla.
Yale wziął mnie za sekretarkę, w celu odwrócenia od siebie podejrzeń. Pozatem przysposobił mi wcale miły koniec życia. Polecił mi mianowicie, być w pobliżu domu Froyanta z rękawicą i nożem, z rzeczami zupełnie podobnymi do tych, jakie mu posłużyły do wykonania morderstwa.
— Jakżeś pani uciekła z więzienia? — spytał nagle Jack.
Spojrzała nań wesoło.
— Ejże chłopcze! Czyż mogłabym tego dokazać? Wyprowadził mnie nocą sam dyrektor, a towarzyszył mi aż do domu pewien czcigodny inspektor policji.
— Był to nacisk, wywarty na Derricka Yale! — objaśnił Parr. — Na wieść o tej ucieczce zaraz zaczął czynić przygotowania do ucieczki z kraju. Spostrzegłszy włamanie do swego biura, poznał, że Talja Drummond jest czemś więcej, niż członkinią Czerwonego Kręgu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edgar Wallace i tłumacza: Franciszek Mirandola.