Czerwony Krąg/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edgar Wallace
Tytuł Czerwony Krąg
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance”
Data wyd. 1928
Druk A. Dittmann, T. z o. p.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. The Crimson Circle
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
29.
Czerwony Krąg.

Harvey Froyant chlubił się tem, że nie dowierza nikomu i tak było rzeczywiście w stosunku do adwokata, oraz wielu niepewnych ludzi.
W dwa dni po zamachu na inspektora Parra zjawił się adwokat u swego klijenta, drżąc od wzburzenia, bowiem wyszperał jeden z banknotów, odebranych przez Czerwony Krąg, Brabazonowi.
— Mamy teraz doskonały punkt wyjścia do dalszej akcji! — powiedział. — Jeśli będziemy się trzymali tego tropu, wymiarkujemy niedługo, kto pierwszy zmieniał pieniądze.
Harvey Froyant, jako człowiek konsekwentny, nie miał zamiaru oddawać całej sprawy w ręce tego człowieka. Firma Heggittsów oddała mu zrazu pewną przysługę, atoli resztę postanowił załatwić sam i to w sposób odmienny zgoła. Powiedział to krótko i węzłowato adwokatowi.
— Bardzo mi przykro, że nie mogę działać dalej, — powiedział, rozczarowany wielce Heggitt — bowiem zaręczam, iż pomiędzy człowiekiem, którego wyśledziłem, a rzeczywistym sprawcą jest bardzo mało stopni.
Froyant wiedział to również dobrze jak adwokat.
Miał rację Jack, mówiąc, że skąpiec nie spocznie, dopóki będzie miał jakąkolwiek szansę odzyskania pieniędzy. Ta strata podniecała go, spać nie dając.
Miał teraz pole działania. Zgromadził duży, „siedmioliczbowy“ majątek, szachrując parcelami gruntowemi w różnych krajach. Nie siedział w biurze, zdając się na swych urzędników, ale podobnie jak stary Beardmore, odbył mnóstwo uciążliwych podróży, celem zaznajomienia się ze sprawą na miejscu.
Wziął się ostro do rzeczy. Łatwo mu przyszło, idąc śladem Heggitta, wymyszkować jeszcze dwa dalsze banknoty. Jeden z nich został zmieniony w wielkim banku, którego filja zawiadywała jego kapitałami.
Przez trzy dni, badając księgi, doszedł do pewnego wniosku i zaraz nazajutrz wyjechał do Francji.
W Paryżu zabawił tylko dwie godziny i ruszył dalej, do Tuluzy, gdzie szczęśliwym trafem natknął się na pewnego urzędnika miejskiego, który był swego czasu agentem sprzedaży parcel gruntowych.
Mr. Brossard powitał go radośnie, sądząc, że nadarza się sposobność nowego interesu. Zaraz jednak doznał rozczarowania.
— Nie wdaję się w sprawy kryminalne! — powiedział muskając brodę. — Pamiętam doskonale Marla i innego jeszcze człowieka, który był, zdaje się, Anglikiem.
— Nazwiskiem Lightman?
— Tak, rzeczywiście! Boże wielki! — wykrzyknął z odrazą. — Rzecz jest znana ogólnie. Obaj z Marlem byli szubrawcami. Któryś z nich zastrzelił kasjera i stróża banku w Nimes. Pozatem popełnili na spółkę dwa jeszcze morderstwa. Pamiętam to dobrze... a w dodatku to straszne wydarzenie...
— Co za wydarzenie? — spytał Froyant z zaciekawieniem.
— Zaprowadzono Lightmana na plac stracenia. Kat musiał być pijany, bowiem nóż gilotyny nie spadł jak trzeba. Trzy razy dotknął jeno karku delikwenta. Wmieszali się w sprawę widzowie. Wiesz pan jak pobudliwą jest publiczność francuska. Toteż, celem uniknięcia ruchawki, odprowadzono zbrodniarza do więzienia. W ten sposób uniknął śmierci Czerwony Krąg.
Froyant, który pił właśnie kawę, skoczył na równe nogi.
— Kto? — spytał porywczo.
Mr. Brossard otworzył ze zdumienia usta.
— Cóż to panu? — powiedział, spoglądając na splamiony kawą obrus.
— Czerwony Krąg? — wrzasnął Froyant, drżąc całem ciałem.
— Tak zwano ogólnie Lightmana! — oświadczył Brossard, ponownie zdumiony wrażeniem słów swoich. — Ja osobiście nie interesowałem się tą sprawą, ale jeden z moich funkcjonarjuszów był ogromnie tą sprawą zajęty.
Nacisnął dzwonek i zaraz wszedł starszy jegomość.
— Panie Juljuszu! — spytał. — Czy przypomina pan sobie sprawę Czerwonego Kręgu?
— Oczywiście, panie szefie! — potwierdził urzędnik. — Było to wprost straszne! Asystowałem przy nie udanem ścięciu.
— Czemuż tego zbrodniarza nazywano Czerwonym Kręgiem?
— Miał znamię w kształcie czerwonego paska, wokoło szyi i długo przed straceniem mówiono, że nie tknie go nóż gilotyny, bowiem jest to znak czarodziejski. Ja jednak przypisuję to pijaństwu kata, który źle nastawił przyrząd.
Froyant dyszał ciężko. Teraz zrozumiał rzecz całą.
— Cóż się potem stało z Czerwonym Kręgiem? — spytał.
— Dokładnie nie wiem! — odparł urzędnik. — Zesłano go podobno na jakąś wyspę, natomiast Marl został uwolniony, bowiem zdradziwszy wspólnika, zeznawał po myśli prokuratora. — Słyszałem, że Lightman uciekł z zesłania, ale ile w tem prawdy, niewiadomo.
Froyant odgadł dawno, że zbrodniarz musiał uciec. Cały dzień spędził na poszukiwaniu dowodów, był u prokuratora i u dyrektora więzienia, gdzie mu pokazano fotografje.
Po tej żmudnej pracy legł z wielkiem zadowoleniem do łóżka w „Hotel Anglais“, dumny ze swych sukcesów, które zapędziły w kozi róg londyńską policję. Tajemnica Czerwonego Kręgu została wyświetlona.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edgar Wallace i tłumacza: Franciszek Mirandola.