Przejdź do zawartości

„Lecz krzyżackiego gadu nie ugłaszcze...“

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Karolina Szaniawska
Tytuł „Lecz krzyżackiego gadu nie ugłaszcze...“
Pochodzenie Bluszcz, 1907, nr 12
Redaktor Piotr Laskauer
Wydawca Piotr Laskauer
Data wyd. 1907
Druk Piotr Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


„Lecz krzyżackiego gadu nie ugłaszcze...“


Nigdy jeszcze nienawiść krzyżacka względem Polaków nie rozjadła się w tym stopniu, jak ostatniemi czasy. Krwiożerczość katów pruskich wymyślała oddawna przeróżne tortury i stosowała je z bezwzględnym cynizmem, takie wszakże, jak obecne, nie były dotąd w użyciu. Dopiero wiek XX odsłonił oblicze państwa „bojaźni bożej“ ten wiek — godłami humanizmu strojący czapkę bandyty — doba najsilniejszego zacietrzewienia szowinistycznego i zawiści rasowych.
Ausrotten! zabrzmiało na całym obszarze ziemi pruskiej, wyrok zagłady padł, a karyerowicze-najmici rządowi szybko go pochwycili, by dusić, dławić, ciemiężyć brać naszą w Poznańskiem.
Gdzie Bóg? gdzie bojaźń Boża w tem dziele szatana? To już nie walka o byt głodnego wilka lub tygrysa, lecz wściekłość hyeny germańskiej, żądnej krwi dla krwi i mordu dla przyjemności mordowania. Zawsze jednak pod pozorem zagrożonej niemczyzny — zawsze pod osłoną praw, które parlament sankcyonuje, dzieją się zbrodnie przeciw najelementarniejszym zasadom ludzkości.
Nawet wróg nasz śmiertelny, książe Bismark, nie poszedł tak daleko, bo dusza pruska nie była jeszcze wówczas moralną zgnilizną przesiąknięta, obca jak dzisiaj poczuciu dobra i prawdy. Niszczycielski duch Bismarka, ten zły duch Europy, przygotował rolę do zasiewu, którego plony zbieramy dziś obficie, kieruje więc nadal gospodarką kraju. Myśl przewodnia nie uległa zmianom, nie umarła, lecz snuje się dalej fatalną dla nas, krwawą nicią krzywd.
Krzywdy te są coraz straszniejsze, a naród niemiecki znikczemniały, powodzeniem i butą doprowadzony do stanu dzikości, przestał je rozumieć. Gdyby pojmował, gdyby miał w sobie choć odrobinę człowieczeństwa, ten naród Goethego i Szyllera musiałby się oburzyć. Nie reaguje wszakże zgoła. Państwa Rzeszy, aczkolwiek może inaczej czujące, milczą również, zrzadka tylko głos protestu podrażni pychę naszych wrogów. Z żelazną konsekwencyą idą naprzód.
Zetrzeć w proch Polaków! ryczy szkoła pruska — wtórują jej kanclerz i parlament pensyami dodatkowemi dla kresowców i kredytami na wzmocnienie germanizmu, a nad tym zgodnym chórem unosi się pałeczka cesarza-kapelmistrza.
Poznańczycy energią swoją i dzielnością przerastają nas o wiele. Dużo po nich oczekiwać mamy prawo, i niemal możemy być pewni, że wytrzymają i te ciosy. Ale wyciągnąć do nich ręce bratnie i zawołać pełnym głosem: Jesteśmy! czuwamy! — to nasz święty obowiązek. Obowiązek honoru przedewszystkiem — bardzo palący i nagły. Takich czynności odkładać nie wolno.
Czułe frazesy, sentymentalne wykrzykniki na temat dzieci poznańskich nie pomogą ziomkom naszym ani odrobiny. Chcąc im dopomódz, rzućmy się śmiało na wspólnego wroga.
Wzywam do walki wszystkie kobiety polskie pod hasłem bojkotu wytwórczości pruskiej, przemysłowej i handlowej, prześladowania bezwzględnego i wytrwałego zakładów i sklepów z firmami pruskiemi i pruskim towarem. Kupiec nasz będzie zmuszony do nas się stosować, gdyby nie zechciał, zginie, a chyba tak znów bardzo o dostawców pruskich mu nie chodzi. Nawyknął, mimo lat zniewagi, szykan i lekceważenia, Berlin, Wrocław i t. d., siedziby hakatystów, są dlań źródłami dowozu, czyż jednak nie są takiemi i dla nas Polek, odwiedzających różne „bady“ i wydatkujących setkami, a nawet tysiącami marek na sprawunki i prezenty z podróży. Byłyśmy obojętne, postępując w ten sposób lekkomyślnie, lub zgoła bezmyślnie — wstyd przyznać — przyznać jednak trzeba. Lecz jeśli nadal pójdziemy tą drogą, staniemy się niegodne imienia Polek, damy dowód głupoty i nikczemności. Przeto zobowiążmy się wszystkie nie jeździć do prowincyi pruskich, nie kupować od Prusaków i bojkotować u nas na miejscu niemieckie wyroby.
Wszak nasz wielki Adam woła:

„Lecz krzyżackiego gadu nie ugłaszcze
Nikt, ni gościną, ni prośbą, ni dary.“

A my, Polacy, przyjęliśmy go niegdyś w Łodzi, w Zgierzu, Ozorkowie i innych miastach, daliśmy mu wszelkie ułatwienia dorobku i głaskamy go protegowaniem „badów“, licznemi zakupami w sklepach. On zaś:

„Wiecznie jest głodny, choć pożarł tak wiele,
Po resztę naszą rozdziera gardziele.“

Kładzie twardą łapę na dziatwie szkolnej i otwiera paszczę, aby pochłonąć ostatni zagon ziemicy Poznańskiej, w rękach Polaków utrzymany Bóg wie jakim trudem. Pragnie ich wywłaszczyć!
Niechaj ta paszcza zawyje z istotnego głodu: odwróćmy od niej dopływ rubli z naszych dzielnic, podjąwszy walkę ekonomiczną prowadząc ją długo i wytrwale, zmusimy wroga do liczenia się z nami. Wyobraźmy sobie, jak on nas musi lekceważyć, gdy napełniamy mu kieszenie! jak nami pogardza! Lecz że ma przytem chytrość lisią, tytułuje nas „hrabinami“ lub choć tylko mianem „gnädige Frau,“ ukłonów nie żałując.
Das kostet nichts und bezahlt sich gut! — powtarza z wzgardliwym uśmiechem.
A my napychamy kufry rupieciami tandetnemi, ponieważ są tanie! Gdyby nawet najtańsze i najlepsze były, to i w takim razie łakomić się nie godzi. Ależ ten słodko uśmiechnięty Prusak poprostu nas obdziera, — wtyka lichotę gościom przyjezdnym, gdy dla klienteli stałej ma rzeczy trwalsze i w dobrym gatunku. Z nią się liczy, nas traktuje jak bezmyślne rozrzutnice i doprawdy, ma słuszność. Towar tani, zagraniczny, tak nas obałamuca, że nie potrafimy go osądzić wedle wartości; łapiemy się w ośmdziesięciu wypadkach na sto, jeżeli nie więcej.
Nawołuję do walki napewno zwycięzkiej, tylko bądźmy wytrwałemi. Pod hasłem wspólności z prześladowanym ludem bratnim, zadamy cios ekonomicznej potędze pruskiej, uderzymy nie w serce, bo tego Prusak niema, lecz w kieszeń panów posłów, z których żaden krzywdy polskiej dziś nie czuje i dopiero może ją zrozumie, gdy sam będzie stratny.
Zbyt długo przykładaliśmy się wszyscy do wzrostu Prusaków, komuż, jeśli nie im zawdzięczamy też agitacyę w sferze robotniczej, strajki i lokauty. To wszystko robota sąsiedzka, wyrafinowanie podła, na krzywdę naszą i zagubę. Nasi wrogowie odwieczni skorzystali z zamętu, umieli zeń wyciągnąć bardzo znaczną korzyść, robotnik usłuchał złych podszeptów i ginie, a oni tryumfują. Do nich idą teraz liczne zamówienia ze Wschodu, — w naszych fabrykach cisza, pustka!...
Kobiety polskie! w imię miłości dla kraju, wzywam Was do bojkotowania wszystkiego, co z Prus pochodzi, do pogardy dla Prusaków, do walki bezlitosnej, wytrwałej, na każdym kroku i przy każdej sposobności. Ta, która ośmieli się jechać do pruskich „badów,“ niechaj powróci okryta wstydem, z gorzką zgryzotą w sercu...

Karolina Szaniawska.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karolina Szaniawska.