Przejdź do zawartości

Z pamiętnika Lalki

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Z pamiętnika Lalki
Pochodzenie Wesolutki światek dla grzecznych dziatek
Wydawca Wydawnictwo Księgarni Popularnej
Data wyd. 1938
Druk Zakł. Graf. „FENIKS“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Z PAMIĘTNIKA LALKI

Jestem tylko lalką, lecz tak dużo przeżyłam, tak wiele doznałam wzruszeń, iż nie jestem w stanie powstrzymać się od opisania swych przygód na papierze.
Pamięć moja sięga tej chwili, gdy w pracowni ustawiono mnie na stole i głos jakiś zawołał z zachwytem:
— Ach! jaka cudna lalka! Jeszcze takiej nie było! Co za włosy! co za oczy! jakie rumieńce!
Czyjaś ręka zaniosła mnie do pokoju, gdzie siedziały krawcowe i gdzie stało mnóstwo maszyn do szycia.
Wzięto ze mnie miarę i wkrótce ubrano w prześliczną błękitną sukienkę, cieniutką bieliznę, pończoszki, białe pantofelki a na moje złoto-blond włosy włożono biały beret.
Sama wiedziałam, iż byłam prześliczna, ale, gdy zaczęto wołać ze wszystkich stron, iż tak pięknej lalki jeszcze nie widziano, radość moja nie miała granic. Oglądano mnie, zachwycano się mą pięknością, poczem nastąpiła smutna bardzo przemiana.
Włożono mnie do kartonowego pudełka, a gdy je zamknięto, czułam się bardzo nieszczęśliwa i ogarnął mnie smutek, iż nikt nie podziwia i nie widzi mojej piękności.
Wieczorem, tegoż dnia zawieziono mnie w pudełku kawał drogi.
Pudełek takich, jak to, w którem leżałam było bardzo wiele. Leżałyśmy wszystkie w dużej skrzynce, z której nas wyjęto dopiero w jakimś sklepie z zabawkami.
W szafie oszklonej do której mnie umieszczono, znajdowały się przeróżne zabawki, a więc: koniki blaszane, grzechotki, trąbki i różnej wielkości lalki.
Z nich wszystkich byłam największa i najpiękniejsza.
Ekspedjentka, zachwycona moim wyglądem postawiła mnie w miejscu najbardziej widocznem.
Ach! gdybym mogła, ucałowałabym ją za te pochwały... Lubiłam, gdy mnie uwielbiano i nazywano najpiękniejszą. Takie są wogóle kobiety, że lubią pochwały.
Umieszczona na froncie, z pychą patrzałam na inne zabawki, uważając je za ramy dla mej urody.
Nie było prawie dnia, żeby ktoś nie zapytywał o cenę, za jaką możnaby mnie nabyć.
Przychodziły małe dziewczynki z matkami po inne zabawki, ale spostrzegłszy mnie, wołały:
— Mamusiu, kup mi tę lalkę, ona taka śliczna!
Matka pytała o cenę, a że chciano za mnie aż czterdzieści złotych, nie była w możności zadowolić swej córeczki, której oczki aż błyszczały chęcią otrzymania takiej ślicznotki.
Ale razu pewnego do sklepu weszła elegancko ubrana dama, chcąc kupić na gwiazdkę swej córeczce jaknajpiękniejszą lalkę.
Była to osoba bardzo bogata i gdy powiedziano jej, iż wybrana przez nią lalka kosztuje czterdzieści złotych, bez targu zapłaciła żądaną sumę i kazała mnie zapakować.
Czułam się bardzo szczęśliwa, iż wybrana zostałam przez tak wielką damę. Jednocześnie cieszyłam się, iż wyjmą mnie z pudełka i dadzą dziewczynce, która kochać mnie będzie i dogadzać. Pewnie i łóżeczko mieć będę.
Jechałyśmy dość długo, poczem szłyśmy po schodach, aż znalazłyśmy się nareszcie w pokoju, gdzie stały szafy.
Sądziłam, że otworzą pudełko i wyjrzę na świat, ale okazało się, iż jeszcze nie koniec mojej udręki; czekać miałam jeszcze czas dłuższy.

Przykrzyło mi się bardzo leżeć w ciemnościach, ale cóż miałam począć? Musiałam być cierpliwą.

Słyszałam głosy jakieś, bieganie i nic więcej.
Gdy przyszło moje wybawienie, chciałam skakać z radości i krzyczeć, ale nie mogłam. Mówić umiałam tylko: mama! papa! i to, jeśli mnie naciśnięto.
Ten sam miły głos, który zapytywał w sklepie, ile kosztuję, odezwał się do małej, biało ubranej dziewczynki w te słowa:
— Masz, Lolu, to dla ciebie na gwiazdkę, napewno będziesz z tej lalki zadowolona.
Mówiąc to podała pudełko córeczce, której byłam bardzo ciekawa.
Dziewczynka nazwana Lolą rozwiązała sznurek i, zdjąwszy pokrywkę pudełka, wyjęła mnie z okrzykiem radości. Rączki Loli trzymały mnie z całej siły, śliczne jej oczki promieniały zachwytem, a różowe usteczka szczebiotały, jak ptaszyna: — Ach! jaka cudna lalka! Takiej lalki nigdy jeszcze nie widziałam! Dziękuję mamusi, bardzo dziękuję! Nazwę ją Pięknotką! Zachwycająca, prześliczna Pięknotka!
I miłe dziewczątko całować mnie i tulić do siebie zaczęło.
Wiedziałam, iż moja mała właścicielka zachwyci się mną odrazu. Ale co do mnie, to patrzałam z przyjemnością na Lolę i rozkochana w niej byłam od pierwszego wejrzenia.
Dziewczynka była bardzo ładna. Miała tak jak i ja śliczne złote włoski i oczki jak błękit nieba. A, że była dobra poznałam zaraz z jej troskliwości o moje wygody.
Zaniosła mnie zaraz do swego pokoju, gdzie pośrodku stała prześliczna choinka. Była ona ustrojona rozmaitemi błyskotkami, cukierkami, gwiazdkami i zabawkami. Obsypana sztucznym śniegiem wyglądała jak w srebrnej szacie królewna.
Lola jednak nie zwracała na nią uwagi, pierwsza byłam dla niej, co mnie niewymownie cieszyło.
Zdjęła z mej główki kapelusz, potem rozebrała mnie z żakiecika, posadziła na przygotowanem dla mnie krzesełku i przysunęła stolik, na którym stały różne przysmaki z cukru.
My, lalki, nie jadamy niczego, ale było mi bardzo przyjemnie, iż dbano o moje wygody. Koło stolika siedziało wiele innych lalek, ale w porównaniu ze mną wyglądały bardzo marnie. Zdawałam się być ich królową a one memi poddankami. Patrzałam też na nie wszystkie zgóry.
Za naszym pokojem, w stołowym słychać było głosy gości i śmiechy.
Był to dzień Bożego Narodzenia, święto radosne, mnie też było w duszy wesoło i jeślibym umiała, wycałowałabym moją śliczną właścicielkę, tem bardziej, iż nachylała się wciąż ku mnie i przemawiała pieszczotliwemi wyrazami.
Od czasu do czasu zjawiała się we drzwiach pokoju niania w dużym białym czepcu, i wtedy to Lola zwracała się ku niej, mówiąc:
— Ach, miła nianiusiu, mam nakoniec to, czego tak bardzo pragnęłam! Spójrz, jaka ona prześliczna! Nazwałam ją Pięknotką... Prawda nianiu, że na całym święcie, niema tak pięknej, jak moja, lalki?
Podczas tej rozmowy z nianią drzwi się otwarły i ukazała się pokojówka z wyrazem wielkiego smutku na twarzy.
— Nianiu, ach! nianiu, — odezwała się ona, — proszę przyjść na chwileczkę do kuchni: To okropne!
Niania wyszła, a Lola stała niezdecydowana, co robić. Wreszcie wzięła mnie na rękę i poszła do kuchni, aby zobaczyć w jakim celu wezwali nianię.
W kuchni gwar był i zamieszanie. Pośrodku stała bardzo ubogo odziana kobieta i gorzko płakała, niania zaś i służba ze współczuciem kiwała głowami.
Niemłoda kobieta opowiadała, przerywając mowę płaczem:
— Poszedł z samego rana, myślałyśmy, że na nabożeństwo... Tymczasem kościół dawno zamknęli, ludzie wrócili do domów, a jego jeszcze nie było. Co tu robić i co o tem myśleć?
— Zmartwione siedzimy nie myśląc o świecie. Gdy naraz już popołudniu, stuka ktoś do drzwi. Otwieramy... o, Boże! Niosą go całego we krwi, z zamknięte mi oczyma...
— Pijany szedł przez jezdnię, powóz najechał go, rozbił mu głowę, połamał żebra i ot leży bez czucia, bez jęku....
I biedna kobieta znów szlochać zaczęła z rozpaczy.
— I co my z nim zrobimy? — mówiła — dokąd go zawieziemy? Chyba do szpitala, o Boże mój!...
— Biedna ty, nieszczęśliwa! Poczekaj! Pójdziemy do pani, ona dobra i miłosierna. Poradzi na to, pomoże...
Niania i pokojówka poszły z ubogą kobietą do swej pani, a Lola wraz ze mną pozostała w kuchni.
Naraz spostrzegłyśmy stojącą w drzwiach kuchni jakąś biedną dziewczynkę, która paluszek trzymając w ustach, ciekawie rozglądała się naokoło.
Lola podeszła do niej pytając: — Kim jesteś dziewczynko i czego tu przyszłaś?
Dziewczynka milczała, nie odpowiadając na zadane pytanie.
Wtedy Lola spytała:
— Czy to twego tatę zdeptały konie kopytami?
Dziewczynka, zamiast odpowiedzi, gorzko płakać zaczęła, przyczem drżała całem swem chudem ciałkiem, wykrzykując od czasu do czasu:
— Ach, Boże mój! Ach, Boże mój!
Nie podobała mi się ta cała scena.
Przywykłam już tu do radosnych słów i pieszczot Loli, choć krótko tak żyłam na świecie.
A tu naraz łzy nieznajomej dziewczynki, a Lola taka jakaś smutna, zmartwiona i patrzy na mnie jakoś dziwnie i jakby o coś pytała.
— Dziewczynko, dziewczynko — odezwała się wreszcie Lola, — tak mi ciebie żal, miła moja... Aż mi się chce płakać! Wszystko gotowam zrobić dla ciebie i oddać, żebyś tylko płakać przestała. Oddam ci to, co mam najlepszego. Czy chcesz?
I Lola raptem spojrzała na mnie. Twarzyczka jej zbladła, usteczka zadrżały a rączka wyciągnęła się ku dziewczynce, oddając mnie w jej posiadanie.
Osłupiałam! Ach, jeślibym była człowiekiem, napewno wpadłabym w omdlenie.
Ale cóż? byłam tylko lalką i zmuszona byłam wszystko znosić i na wszystko milczeć.
Brudne, obce mi ręce złapały mnie z rąk Loli i przytuliły do brudnej sukienki, poczem, nakrywszy mnie chustką popędziła moja nowa właścicielka na ulicę, jakby bojąc się, żeby jej nie odebrano tego skarbu.
A Lola? milutka, dobra Lola? Czyżby mnie tak mało lubiła? Czyż nie mówiła słów czułych i kochających? czyż nie całowała mnie serdecznie?
Nie, stanowczo nie! Ona mnie kochała prawdziwie, ale tu zdarzyło się coś silniejszego niż miłość ku mnie!
Takie myśli pełne goryczy snuły się po mej lalczynej głowie, podczas tego, gdy moja nowa właścicielka biegła ze mną przez śnieg i błoto.
Wszedłszy przez małe drzwiczki do wilgotnej izby, posadziła mnie w kącie na podłodze, uklękła przedemną i zaczęła całować.
Chociaż było zupełnie ciemno, widziałam jednak, iż oczy dziewczynki błyszczały radością bez granic.
— Franiu! Franiu! — zawołał głos kobiecy, — Gdzie babka? Dokąd ona poszła?
— Do państwa na posługi.
— A ty dlaczegoś sama wróciła?
Ach! Boże mój! co teraz z nami będzie?
Co on nam narobił! — płakała kobieta.
Płaczom jej odpowiadały głuche jęki leżącego w drugim końcu izby człowieka.
Tak mi tu było smutno, straszno, że wypowiedzieć tego nie mogę.
A i izba była ponura i brudna, ani porównania ze ślicznem mieszkaniem Loli.
Wtem rozległy się czyjeś kroki. Drzwi skrzypnęły, weszła babka dziewczynki, a za nią jakiś porządnie ubrany mężczyzna w złotych okularach.
Podszedł on do płaczącej kobiety i powiedział:
— Jestem doktorem. Przyszedłem z polecenia pani Lewickiej. W czem mogę państw u pomóc?
Wkrótce potem zrobił się zamęt, hałas nie do opisania.
Wszyscy otoczyli jęczącego człowieka, posyłano do apteki, spełniono rozkazy lekarza.
Przyszli potem jacyś ludzie i zanieśli na noszach, pewnie do szpitala jęczącego i ledwie dyszącego ojca Frani.
Płakała dziewczynka, płakała jej matka i babcia, ja również żałowałam tych nieszczęśliwych.
Chciałabym czemkolwiek Franię pocieszyć, ale nie umiałam. Byłam tylko lalką!
Kiedy już ucichło, wszyscy płakać przestali, nachyliła się ku mnie dziewczynka i ocierając z łez oczy, szeptała:
— Miła moja królewno, przygotuję tobie posłanie. Czas spać, już wieczór.
I zaczęła urządzać z łachmanów pościel, starając się mi dogodzić!
Widząc to przypomniałam sobie moje śliczne łóżeczko u Loli i zrobiło mi się smętno i przykro. Ale cóż na to poradzić?
Zresztą miło jest kogoś pocieszać, a dla biednej dziewczynki byłam wielką radością.
Frania wzięła mnie na ręce i zaczęła rozbierać do snu bardzo niezręcznie. Zdjęła mą śliczną niebieską sukienkę i nie przestawała ani na chwilę do mnie mówić.
— Franiu, z kim rozmawiasz? — rozległ się głos matki, która zapalała małą naftową lampeczkę, jedyne oświetlenie mrocznej izby.
Pytanie to zadane w ciszy tak przestraszyło dziewczynkę, iż wypuściła z rąk lalkę.
Ach! ach! — wykrzyknęła z przerażenia, sądząc, iż mnie rozbiła.
Do ciemnego kąta, w którym leżałam przybiegły obie kobiety, złapały mnie i podeszły do lampy.
Były bardzo wzburzone i zaniepokojone. Patrzały na siebie z przestrachem.
— Niegodziwe dziecko! ściągnęłaś lalkę z domu naszej dobrodziejki. Czekaj, damy ci za to!
Głowa mnie zaczęła boleć z tych ciągłych zmian i wzruszeń. Biedna Frania płakała, stojąc w kąciku, niesłusznie posądzona o wzięcie nieswojej rzeczy.
Jakżeż pragnęłam ją pocieszyć i powiedzieć tym kobietom, iż jest niewinna.
Jakto źle być lalką bez mowy, jakże żałowałam, iż obronić jej nie byłam w stanie.
Tymczasem babka Frani wzięła mnie pod chustkę i wyszła.
— Przeproś babko! — wołała jeszcze do wychodzącej matka Frani, — powiedz pani, żeby się nie gniewała i że ukarzę za to, że wzięła lalkę, tę nieznośną niedobrą dziewczynę!
Nieśli mnie znów, ale dokąd? tego nie wiedziałam. Czyżby do Loli?
Myślałam sobie, dlaczego posądzają tę biedną Franię o kradzież i odbierają jej jedyną radość? — Czemu jednym tak dobrze na świecie, a drudzy tak są ubodzy?
Przyznam się, iż tak mi było żal Frani, iż nawet widok pięknego mieszkania i pokoiku Loli nazbyt mnie nie ucieszył.
Tymczasem babka wyjęła mnie z pod chustki i podając niani mówiła z oburzeniem:
— Widzi niania, co ta nasza Frania zrobiła? Lalkę zabrała panience!
Niania wzięła mnie i poszła do pokoju, do swej pani.
W kilka minut potem znalazłam się w pokoiku Loli, gdzie stali rodzice mej właścicielki i niania.
Wszyscy byli oburzeni.
Jedna tylko Lola, swym miłym słodkim głosikiem starała się ich uspokoić, mówiąc:
— Ależ nianiu, ja naprawdę sama oddałam lalkę tej biednej dziewczynce. Ona była bardzo nieszczęśliwa i płakała.
— No dobrze, dobrze, — mówiła mama Loli, chcąc zakończyć tę sprawę, tak bardzo denerwującą jej córeczkę.
— Pora spać, moja Lolu, pocałuj mnie i zapomnij o tem wszystkiem.
A Frani damy coś innego, odpowiedniego do jej stanu. Takie lalki nie dla biedaków.
Wyszli, zostałyśmy same z Lolą. Przytuliła mnie do siebie i śmiała się i płakała z radości, że znów jesteśmy razem.
— Ach, ty moja Pięknotko, — szeptała — co o mnie myślałaś, gdy cię oddałam? Pewnie sądziłaś, że cię nie kocham? Coś ty się biedaczko nacierpiała! Okropność!
I rozbierała mnie swemi delikatnemi i zręcznemi rączkami, mówiąc wciąż do mnie i całując moje złote loki.
— Czy śpisz laleczko? — czy mnie kochasz? — spytała nachylona nademną.
Nie spałam, ale oczy miałam zamknięte. Myślałam wciąż o tem jak innem życiem niż ta biedna Frania, żyje szczęśliwa Lola.
— Lolu! — zawołała niania — kładź się już spać, dość tych pieszczot z lalką!
Lola schyliła się nademną i ucałowawszy mnie raz jeszcze na dobranoc, rzekła cichutko: Wiesz, Pięknotko, będziemy się obie starały opiekować tą biedną Franią i pocieszać...
I położyła się spać.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.