Przejdź do zawartości

Z komedji: Cyganie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Franciszek Dionizy Kniaźnin
Tytuł Z komedji: Cyganie
Pochodzenie Klejnoty poezji staropolskiej
Redaktor Gustaw Bolesław Baumfeld
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1919
Druk Drukarnia Naukowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała antologia
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
FRANCISZEK DYJONIZY KNIAŹNIN.
Z KOMEDJI:
CYGANIE.
CYGANIE I CYGANKI (W TABORZE PRZY OGNISKU).
WSZYSCY.

Ach! za nami zawsze nędza!
Od wsi do wsi nas popędza!
Ej, chłodno i głodno!
Choć i głodno i chłodno,
Ale żyjem swobodno!

MORYGA.

Czy wójt taki, czy starosta,
Drze nas jeden, drugi chłosta.
Ej, chłodno i głodno,
Ale żyjem swobodno!

DŻĘGA.

Ni ja Żydem, ni ja Lachem,
Las mnie domem, niebo dachem.
Ej, chłodno i głodno,
Ale żyjem swobodno!

JAWNUTA.

Drew przyrzućcie do ogniska:
I mnie zimno boki ściska.
Ej, chłodno i głodno,
Ale żyjem swobodno!

CHICHA.

Cóż my mamy? ot te szatry,
Które grodzą cztery wiatry!
Ej, chłodno i głodno,
Ale żyjem swobodno!

WSZYSCY.

Byle na dziś było chleba,
Czegoż więcej nam potrzeba?
Ej, chłodno i głodno,
Ale żyjem swobodno!

DŻĘGA.

Swobodno żyjem i nie znamy pana:
To prawda; ale co za stan Cygana?
Żeby kradł tylko i zato batogiem
Macał go szlachcic, a baba ożogiem?
Matko! ty widzisz, co było i będzie:
Czy też był kiedy Cygan na urzędzie,
Sędzią naprzykład, albo ekonomnem,
Któryby sobie cudzym rządził domem?
Możebym i ja był do tego zdolny!

JAWNUTA.

Alboż nie dosyć, żeś wolny?
Jeszcze to na nas kara bardzo mała
Za pierwszych ojców. Co za myśl zuchwała!
Niechaj nas Pan Bóg od podobnej strzeże!
Oni-ć to mieli tę budować wieżę,
Wysoką wieżę, po której z tronu
Chciał iść do nieba król Babilonu.
Ale Bóg takiej nie dopuścił dumie:
(O płochy ludzki rozumie!)
Kiedy już gwiazdy zdziwione postrzegły:
Że, bliżąc ku nim kamienie i cegły,
Lud wyniesiony po gzymsach się wieszał,
Bóg na nich błysnął i języki zmieszał:
Rozsypało się w gruzy owo dzieło;
Cóż tam lecących na łeb poginęło!
Kto się naonczas z karkiem nie pożegnał,
Postrach tę resztę po świecie rozegnał.
Otóż stąd ród nasz, otóż to Cyganie!

MORYGA.

Jawnuto mądra! O, jakżeś wysoka
I w tem, co kędyś tam widzisz głęboka!
Miej od nas uszanowanie!
Ty, jak orlica: my, jak nocne sowy...
Skąd ci nauka i moc tej wymowy?

JAWNUTA.

O dzieci moje! mało ja znam jeszcze;
Ta, co umiała grad ściągać deszcze,
Swej mi światłości trochę użyczyła;
Nad nią nie było na całe Pokucie!
Dziś tylko grób jej nad skałą przy Prucie.
Hababo moja, staruszko miła!
O, gdybyś dłużej nam żyła,
Możebym wstrzymać i te mogła gońce,
Któremi jeżdżą i księżyc i słońce!

(Tu słychać szelest).
CHICHA.

Owoż i nasi. Dobry znak! coś niosą,
Trudno też głodnym żyć rosą.

RUDIO.

Bywaj nam zdrowa, o szczęśliwa nocy!
Jam ukradł cielę przy twojej pomocy.

WSZYSCY.

A to jak?

RUDIO.

Ot, jak? Byłaby i krowa,
By trochę moja nie podrwiła głowa.
Już był ten powróz namówił jej rogi,
Już była ze mną gotowa do drogi, —
Czy mi czart nadał te wrota?
Skrzypnęły: nuż kundel szczekać!
Aż baba z kijem: „A tuś, niecnota!“
Cóż czynić miałem? Uciekać!
Więc cielę na grzbiet i dalej w nogi!
Tymczasem krówka została,
Krówka dojna, krówka biała!
Żal mi jej było, niebogi,
Jak za cielęciem i za mną ryczała.
Ano zjeść djabła sobace i babie!
Jeszcze ja ją tutaj zwabię.

MORYGA.

Nim krowa nasze powiększy wesele,
Tymczasem dobre i ciele....
A wy?

3 CYGANKA.

Ot rondel i dwie patelnie.

4 CYGANKA.

A u mnie młot i kowadło.

5 CYGANKA.

Jam jedną zrabował kielnię:
Ot chleb i sery i sadło.

DŻĘGA.

Toż my to dzisiaj użyjem!

6 CYGANKA.

A ja Lejbinej szynkarce
Ukradłem miodu trzy garce.

DŻĘGA.

To się i napijem!

MORYGA.

No, jakożkolwiek! Oddać to szafarce!
A ty, Gnus? cóż to? nie żyjesz?
Czego się za drugich kryjesz?
Ta łapa, co się po kudłach skrobie,
Źle, jako widzę, posłużyła tobie.

GNUS.

Daruj! Zdeptałem całą noc marnie.
Wszystkie zamknięte były śpiżarnie,
Wszystkie lamusy, wszystkie obory,
Kłódki wszędzie i zapory.
Ot, jenom od psów uciekał
To sporym krokiem, to kłusem,
Ażem i świtu doczekał.
Panie! zmiłuj się nad Gnusem!

MORYGA.

Bracia, do pletni, a ty do tańca!...
Zagrać na drumli smagańca!
Ty zaś, Rypało z nahajem,
Weźno kij swoim zwyczajem!

(Gdy Gnus smagańca tańczy, tymczasem między Stachem zza kulisy a Chichą i Dżęgą intryga zachodzi; słowa ich wychodzą w przerwach muzyki przy lekkiem graniu na drumli.)
RYPAŁO.

Kij ten wodził już niedźwiedzie.

MORYGA.

Teraz ciebie, Gnusa, wiedzie.

CYGANIE Z PLETNIAMI.

Niech ta prosta
Uczy chłosta!

(dwa razy)
GNUS.

Och, daleko jeszcze do sta...

STACH (zza kulisy).

Jak zorza, świeci moja piękna Chicha!

DŻĘGA (do Chichy).

Siostro. Stach na cię i mruga i wzdycha.

(Muzyka)
RYPAŁO.

Nuże, tańcuj, nie ustawaj!

MORYGA.

A drugiemu tył podawaj!

CYGANIE Z PLETNIAMI.

Niech ta prosta
Uczy chłosta!

(dwa razy)
GNUS.

Och! daleko jeszcze do sta...

STACH (zza kulisy).

Jakby ją tutaj na stronę sprowadzić?

CHICHA (do Dzęgi).

Bracie mój miły! chciej temu zaradzić!

(Muzyka)
RYPAŁO.

Nuże! teraz na kij siadać!

MORYGA.

A naucz się dobrze kradać!

CYGANIE Z PLETNIAMI.

Niech ta prosta
Uczy chłosta!

(dwa razy)
GNUS.

A dalekoż jeszcze do sta?

DŻĘGA (do Chichy).

Coby tu poczęć?... No, ja w to poradzę:
Oto na jarmark wszystkich wyprowadzę.

(Muzyka)
RYPAŁO.

Nuże! teraz przez kij skakać!

MORYGA.

Wara stękać! wara płakać!

CYGANIE Z PLETNIAMI.

Niech ta prosta
Uczy chłosta!

(dwa razy)
GNUS.

Wytańczyłem już i do sta!

STACH (zza kulisy).

Jawnuta, widzę, patrzy na nią z boku,
Strzeże swej córki, jak źrenicy w oku...

(1878.)[1]





  1. Cyganie. Komedja ta Kniaźnina jest pierwszą próbą udatną (jeszcze przed W. Bogusławskim) stworzenia komedji na motywach ludowych. Nie brak w niej nawet wystudjowanych osobliwości życia cygańskiego.
    Bliżąc — zbliżając: Pokucie — część Rusi Czerwonej w okolicach Kołomyji: sobace — psu; kielnię — skrzynkę z wozu: do pletni — do batoga: intryga — tutaj: porozumienie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Franciszek Dionizy Kniaźnin.