Wpośród drzew zielonych toni
Nuci słowik piosnkę rzewną,
Taką smutną, taką śpiewną,
Że aż serce we łzach tonie.
Dziewczę słucha go w zachwycie, Brylantowe łezki roni, Powstrzymuje serca bicie, Przytulając doń swe dłonie.
„O czem śpiewasz mój słowiczku,
Czy kto gniazdko ci zrabował,
Czy pisklęta wymordował,
Że ci tęskno w tym gaiczku?
Powiedz, powiedz, ma ptaszyno,
Czemu pienia twoje płyną
Tak tęskliwie, tak żałośnie,
Że aż smutek w sercu rośnie!“
— „Smutno, smutno mi dzieweczko Choć zdrowiutkie me pisklęta, Chociaż całe me gniazdeczko... Lecz tęsknota niepojęta
Co tak razi twoje uszko Dławi biedne me serduszko... Swego smutku ja nie nucę, Bo gdym wolny, ja go nie mam. Nie swym żalem ja się smucę... Ja o twoim ludzie śpiewam! O, bo smutneż jego życie Chwili w niem wesołej niema — To, co on wypowie skrycie, Słowik głośno wnet wyśpiewa... Więc się nie dziw, że tak smutnie Płyną moje pieśni w koło... Wierzaj, radbym ja był chętnie Zmienić smutne na wesołe!“
Dziewczę łezki z oczek starło...
I słuchało jeszcze chwilkę...
Lecz nie piosnki — echa tylko:
Ptaszę z żalu obumarło!