Wojna kobieca/Podziemia/Rozdział XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wojna kobieca |
Podtytuł | Powieść |
Część | Podziemia |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Guerre des femmes |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Młodzieniec zadrżał, sądził, że to hasło pani de Cambes i pospieszył ku bramie.
— Czy jest tu pan baron de Canolles — zapytał głos silny i ostry.
— Tak jest — zawołał Canolles, zapomniawszy o wszystkiem, oprócz wezwania Klary — to ja jestem.
— A więc to pan? — mówił sierżant, przebywając bramę, za którą stał dotąd.
— Tak jest.
— Gubernator?
— Tak.
Sierżant się odwrócił, dał znak czterem żołnierzom, ukrytym za karetą; ludzie ci zbliżyli się natychmiast, a kareta podjechała do bramy.
Sierżant wezwał Canollesa, by wsiadł w nią; młodzieniec spojrzał naokół i ujrzał się sam, opuszczony od wszystkich, tylko zdala, pomiędzy drzewami, dostrzegł dwie kobiety wsparte jedna na drugiej.
— Na Boga! — mówił sam do siebie — nic tego nie mogę zrozumieć. Pani de Cambes szczególniejszą mi wybrała eskortę, ale — dodał uśmiechając się do własnej myśli — nie bądźmy tak wymagającymi w wyborze środków.
— Czekamy na pana barona — rzekł sierżant.
— Przepraszam pana, spieszę.
Wsiadł do karety sierżant i dwaj żołnierze poszli za jego przykładem, trzeci umieścił się obok woźnicy, czwarty z tyłu, i ciężki powóz, ciągniony przez parę silnych koni, potoczył się, jak tylko można najprędzej.
Wszystko to było tak dziwne, że mocno zastanowiło Canollesa; zwracając się więc do sierżanta, zapytał:
— Teraz, kiedy jesteśmy sami, chciej mnie pan objaśnić, dokąd jedziemy?
— Najprzód do więzienia, panie komendancie — odpowiedział zapytany.
Canolles osłupiał.
— Jakto do więzienia? — wyrzekł nakoniec. — Czyś pan nie przybyłeś po mnie z rozkazu pewnej damy?
— Nie mylisz się pan.
— A tą damą jest pani wicehrabina de Cambes?
— Nie, panie; tą damą jest księżna de Condé.
— Księżna de Condé — zawołał Canolles.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
— Biedny młodzieńcze! — rzekła, usuwając się pędzącej karecie, jakaś kobieta i uczyniła znak krzyża świętego.
Canolles uczuł zimny dreszcz w całem ciele.
Dalej człowiek jakiś leciał z piką w lęku; przystanął na widok karety i żołnierzy!
Canolles wychylił się oknem; poznał go zapewne ów człowiek i pokazał mu pięść, z wściekłym wyrazem groźby.
— A cóż to jest! Czy poszaleli w waszem mieście — rzekł Canolles, na wpół z uśmiechem — czy stałem się od godziny przedmiotem ogólnej litości i nienawiści, że jedni mnie żałują, a drudzy grożą?
— O! mój komendancie — powiedział sierżant — ci, co pana żałują, dobrze czynią; ale i ci, co grożą, mogą mieć słuszność.
— Gdyby przynajmniej mógł to zrozumieć?
— Zaraz pan wszystko zrozumiesz — odpowiedział sierżant.
Przybyli do drzwi więzienia; Canlles wysiadł pośród ludu, zaczynającego się już zbierać tłumnie.
Zamiast do jego dawnego mieszkania, zaprowadzonym został do izby, pełnej żołnierzy.
— Jednakeż — myślał Canolles — czas już bym wiedział, co to wszystko znaczy.
Wyjął dwa luidory z kieszeni, zbliżył się do jednego z żołnierzy i wsunął mu w rękę.
Żołnierz wahał się przyjąć.
— Weź śmiało, mój przyjacielu, bo pytanie jakie ci uczynię, bynajmniej cię narazić nie może.
— A więc, mój komendancie — powiedział żołnierz, chowając pieniądze.
— Chciałem wiedzieć, z jakiego powodu zostałem aresztowanym?
— Widzę, że pan nic nie wiesz o wzięciu Vayres przez wojska królewskie i o śmierci komendanta Richona.
— Co? Richon nie żyje? — zawołał Canolles z najwyższą boleścią, wiemy bowiem, jak ścisła łączyła ich przyjaźń — został więc zabity? mój Boże!
— Tak, zabity — odpowiedział lakonicznie żołnierz.
— Nie żyje! — ledwie powtórzył Canalles, bledniejąc i wznosząc ręce ku niebu: potem spojrzał na dzikie twarze otaczających go żołnierzy, a okropność miejsca, w którem się znajdował, powiększyła boleść strapionego.
— Vayres zdobyte przez wojska królewskie! Richon nie żyje! Pan de la Meilleraie musiał oszukać jeńców; księżna nie wierzy mojemu słowu, chce mnie mieć w zamknięciu; do djabła! to może odwlec moje małżeństwo na czas nieograniczony.