Przejdź do zawartości

Szlachetna zemsta

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Paulina Krakowowa
Tytuł Szlachetna zemsta
Pochodzenie zbiór powiastek Niespodzianka
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1890
Druk St. Niemiera
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
23.

SZLACHETNA ZEMSTA.

Karol, syn dziedzica, poszedł ze strzelcem do lasu; chciał się przypatrzyć jak on strzela do ptaszków, i zarazem nazbierać poziomek, bo wiedział że w miejscu gdzie tylko dworskim ludziom chodzić było wolno, rosło tego nie mało; ale jakże się zdziwił i rozgniewał razem, kiedy przyszedłszy w znaną gęstwinę, zastał Grzesia, chłopaka ze wsi, który sobie w najlepsze zbierał poziomki w garnuszek.
— Ach! ty zuchwalcze! — krzyknął Karol — jak ty śmiesz zbierać dworskie poziomki? czyż to wam całego lasu za mało, że aż tu zachodzicie?
— Przepraszam panicza — rzekł Grzesio kłaniając się pokornie do nóg Karola — ale moja matka chora, na długo od niej odejść nie mogę, a chciałem jej choć trochę poziomek zebrać na ochłodę.
— Mogłeś iść tam, gdzie wszyscy zbierają.
— To też tam już wyzbierali, paniczu!
— A cóż mnie do tego! Poczekaj, powiem ja gajowemu, to zapłacisz karę.
— Ach, paniczu! na miłość Boską nie czyń tego: moja matka i tak biedna zkądżeby pieniędzy wzięła.
— No, to przynajmniej oddaj mi poziomki.
Grzesio ze łzami w oczach oddał Karolowi garnuszek z jagodami, i poszedł smutnie do domu, ale w myśli mówił sobie:
Poczekaj ty paniczyku, może i ty mnie kiedy potrzebować będziesz.
Karol tymczasem zajadał smacznie poziomki i natrząsał się z Grzesia:
— No, proszę! te chłopy! chciałoby się temu przysmaczków.
Bo Karol nieraz słyszał, jak z pogardą służący mówili o wieśniakach, a nie zastanowił się nigdy, że oni choć biedni, ale warci są poważania, bo nietylko dla siebie, ale dla nas na chleb pracują. Nie pomyślał, że gdyby chłopek nie zaorał ziemi, nie zasiał ziarna, nie zebrał zboża z pola i nie wymłócił go w stodole, toby nie było mączki na chleb, bułki i ciasteczka.
Minęło kilka miesięcy, już się jesień zbliżała, u dziedzica miało być wiele gości na polowaniu, Karolek też wyprosił sobie u ojca, że mu sprawił myśliwskie ubranie, i kupił torbę i małą fuzyjkę.
Szczęśliwy Karolek, wystrojony w to wszystko, poszedł znów ze strzelcem do lasu, ale nachodziwszy się dużo, rzekł:
— Idź ty sobie Janie jeszcze za ptaszkami, a ja tu pod drzewem posiedzę i na ciebie poczekam.
Jan usłuchał, a panicz zmęczony schylił głowę i zasnął.
Właśnie tą samą drogą przechodził Grzesio, chcąc suchych gałęzi uzbierać na ogień do chaty; spostrzegłszy Karolka, pomyślał sobie:
— Aha! odebrałeś ty mnie poziomki, com je dla chorej matki nazbierał, otóż ja tobie odbiorę to cacko.
I brał już ładną fuzyjkę, chcąc ją rzucić w zarośla, gdy nagle spostrzegł o parę kroków ogromną żmiję, która podniosłszy głowę już się w kłąb zwijała, by skoczyć na Karola.
Dobry Grześ zapomniał o zemście, zamierzył się suchą gałęzią, którą trzymał w ręku, i tak szczęśliwie trafił w gadzinę, że na miejscu padła nieżywa.
Na trzask gałęzi zbudził się Karolek, a poznawszy niebezpieczeństwo swoje i szlachetność Grzesia, rzucił się mu na szyję i przyrzekł wdzięczność do śmierci.
I dotrzymał przyrzeczenia. Na prośbę syna, dziedzic wyporządził chatę dla Grzesiowej matki, i zaopatrzył ją we wszystko, czego potrzebowała. Karolek polubił też młodego wieśniaczka, widywał go często i rozmawiał z nim, uczył go nawet czytać, i wszystkiem się z nim dzielił.
Kiedy zaś usłyszał czasem, że kto z pogardą mówił o chłopkach, zawsze temi słowy przerywał rozmowę:
— Kocham chłopków naszych, bo oni dobre, szlachetne mają serca.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paulina Krakowowa.