Przejdź do zawartości

Strona:Zofia Dromlewiczowa - Szalona Jasia.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiek. Pochyliła się nademną, pocałowała mnie w policzek. Otworzyłam wtedy zupełnie oczy i uśmiechnęłam się do niej.
— Nie śpisz, Jasiu? - zapytała.
— Nie mogę jakoś zasnąć.
— Śpij kochanie, jutro musisz przecież wstać tak wcześnie, aby zdążyć na pociąg.
— Tak, to już jutro — westchnęłam.
Ciocia spojrzała na mnie badawczo.
— Czy nie chcesz wyjechać?
Zawahałam się chwilę. Chciałam przecież i nie chciałam. Niejednokrotnie marzyłyśmy z Halą o wyjeździe, ostatnio nawet była mowa o tem, że wyjedziemy może w przyszłym roku do gimnazjum. Tak, wtedy chciałyśmy wyjechać, chciałyśmy znaleść się w wielkiem mieście, chodzić co tydzień do kinematografów, do teatru, poznać to inne życie, tak odmienne od naszego spokojnego istnienia i zapewne ciekawsze. Ale wtedy marzyłyśmy wspólnie. Miałam wyjechać, nietylko ja a także i Hala. Poza tem miał to być wyjazd tylko chwilowy, w oddali zawsze czekał na nas mały domek z czerwonym dachem, zawsze oczekiwała nas troskliwość i tęsknota cioci, dobroduszne zrzędzenie wuja, figle Stefana.
A teraz, teraz miałam wyjechać na zawsze. Miałam wyjechać sama jedna do nieznanych ludzi, miałam całkowicie zmienić mój tryb życia. To przecież było zupełnie co innego. A co najważniejsze, Hala, moja najserdeczniejsza, moja jedyna przyja-