Przejdź do zawartości

Strona:Zofia Dromlewiczowa - Płomienna obręcz.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy to z dziewczynami można się bawić w coś porządnego?
— Oni tak zawsze — oznajmiła płaczliwym głosem dziewczynka — nigdy nie chcą się ze mną bawić, zawsze mają swoje tajemnice i sekrety.
— Ach, Marynia da nam zaraz koncert — roześmiał się młodszy chłopiec:
— To bardzo nieładnie — powiedziała surowo Dorotka, przejmując mimowoli ton swojej ciotki, — dlaczego nie chcecie się bawić z siostrą?
— Czy to z dziewczynami można się bawić w coś porządnego? — powtórzył jeszcze raz chłopiec — ant to pobiega, ani to się bić potrafi, jednem słowem do niczego, zaraz płacze, skarży się i krzyczy.
— Nie wszystkie dziewczyny są jednakowe — powtórzyła Dorotka znowu słowa ciotki, sama jednak czuła się urażoną powiedzeniem chłopca.
— Wszystkie są jednakowe — zapewnił kategorycznym tonem najmłodszy chłopiec, który dotychczas nie powiedział jeszcze ani słowa.
— To ci się tylko zdaje — oznajmiła Dorotka z naciskiem w głosie.
— Naturalnie, a jak cię lekko tknę, to będziesz krzyczała w niebogłosy, tak jak wszystkie dziewczyny na świecie.
— Myślisz, to sprobuj.
Dorotka odważnie podeszła do chłopca. Ten podniósł rękę, gotową do uderzenia, lecz brat powstrzymał jego wojownicze zapędy.
— Zostaw, ojciec sprawi ci lanie.

140