Strona:Zegadłowicz Emil - Motory tom 1 (bez ilustracji).djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nadszedł czerwiec piętnastego roku — a z nim, któryś tam z rzędu ukaz asenterunkowy: olbrzymia płachta ponurego papieru nalepiona przez wójta na drewnianych wrotach bramy podwórzowej; — teraz to już mieli brać wszystkie ofermy, wszystkich kryplów, cherlaków, zdechlaków, matołów, sietnioków, kaleki, obłąkańców i okrztoniów wszelakich; ojczyzna była naprawdę w niebezpieczeństwie; rząd, oficerowie sztabowi, bankierzy, dostawcy, fabrykanci, konsystorze i obszarnicy byli zagrożeni poważnie; ostatni ratunek w ofermach, które wzgórzami trupów miały zatarasować drogę złowrogiej inwazji. — Zakres chorób uniemożliwiających służbę frontową zmniejszył się i skurczył do stanu agonicznego; — kto mógł dojść do koszar przed komisję asenterunkową, ten też mógł dojść na front i poza front: do szczęśliwości wiekuistej, którą mu w codziennej modlitwie przygotował u boga najjaśniejszy pan cysarz.
A ten konduktor, pepeesiak, miał węch! — i rację miał; w papierach Cyprjana figurowały u góry dwie czerwone litery: p. v. — politisch verdachtig. — Wiadomo czyja to sprawka! szpiegów wszędzie jak nasrał; puszczało się przecież do domu różnych potworków; i nie krępował się człowiek, zwłaszcza jak go poniosło, mówił jakby nigdy nic, że... nie pochwalało się, proszę was, wojny; a to już samo obrażało duchową postawę bojową żołnierska; bywało, że się i w zwycięstwo monarchii nie wierzyło bezwzględnie, że się wątpiło, że się kręciło głową; jak można! — czasem się może i mówiło, że raczej słowiańska Rosja, jeśli już nie... niż taka austriacka alfonsjada