Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/008

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
PRZEDMOWA

Opowiadała mi niegdyś piastunka moja bajkę o Jaśku sierocie, który wysłany przez złą macochę po ptasie mleko do czarownicy, mieszkającej na drugim końcu głuchego a rozległego boru, napełnił torbę swą podróżną kamykami, i upuszczając co kroków kilkadziesiąt to różowy, to błękitny, to szary kamyczek, znaczył niemi ślad swój w pustyni, by po tych drogowskazach odnaleźć potem szlak wiodący do ojczystej zagrody.
Naiwna bajka ta przychodzi mi dzisiaj na myśl, w chwili gdy układając zbiorek niniejszy, podnoszę z pyłu zapomnienia różowe, błękitne i szare kamuszki, porozrzucane niegdyś przezemnie po świecie, aby z nich utworzyć obraz mojej pisarskiej działalności. Zajęty tą żmudna pracą, a myślą o losach Jaśka-sieroty ścigany, nie mogę się oprzeć pewnemu rzewnemu wzruszeniu! Nie sam bowiem szedłem lesistem pustkowiem, szukając ptasiego mleka; — szli ze mną ziomkowie moi, a większa część tych porzuconych niegdyś przezemnie żwiru bryłek, które teraz po latach z ziemi podnoszę, świadczy o ich tęsknotach i radościach, nadziejach i zawodach,