Przejdź do zawartości

Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Już moja pani o was pamiętać będzie... — rzekła głośno pokojówka, a z cicha dodała:
— Ja tembardziej nie zapomnę... Teraz już mam moją panią... jest dowód...


∗             ∗

Po wyznaniu, którego byliśmy świadkami, Armand Fangel i wicehrabia de Mornay wsiedli natychmiast do powozu i udali się na bulwar Hausmana.
Armand był zrozpaczony.
Wyrzucał sobie z goryczą fatalne następstwa zajścia, wywołanego umyślnie.
Jedynym celem jego rycerskiego zamiaru było ukaranie potwarcy; otóż zamiast tego celu dopiąć, dostarczył sposobności swemu nikczemnemu przeciwnikowi wygłosić w obec stu osób nowe oszczerstwo, jeszcze potworniejsze od pierwszego.
Zapewne zaraz nazajutrz dzienniki, chciwe faktów bieżących, opowiedzą scenę skandaliczną na balu w Operze, a te opowiadania, w których przejrzyste pierwsze litery zastąpią nazwisko, podadzą do wiadomości publicznej, jakiem błotem cisnął p. de Flammaroche na nazwisko tak czyste dotąd i tak szanowane.
Wściekłość ogarniała młodzieńca, gdy sobie przypominał słowa margrabiego.
Ten nędznik śmiał krzyknąć, że on, Armand Fangel, jest kochankiem pani de Nathon!
To było podle, niedorzecznie, ale najgłupsza potwarz jest jak kropla oliwy, której nic nie usunie, lecz jeszcze się bardziej rozszerza.