Przejdź do zawartości

Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedziała? trzeba byłoby zawołać do niego z rumieńcem na twarzy, ze wstydem w oczach:
— Jestem twoją matką!
A gdyby się dowiedział o prawdzie, czy tembardziej nie będzie się chciał bić?
Hrabia de Nathon miał wielki wpływ na młodzieńca we wszystkiem i on mógłby go powstrzymać Od wyzwania margrabiego.
Ale czy Berta mogła korzystać z tego wpływu, czy mogła nawet czynić jakiebądź w tym celu starania?
Czyż mogła powiedzieć Henrykowi:
— Tą kobietą znieważoną ja jestem!.. Byłam u Armanda, schowałam się kiedy mówiono o pojedynku i wszystko słyszałam.
Nie! stokroć nie!.. tego uczynić nie mogła!..
Hrabina czuła się oplątaną siecią niemożebności. W którąkolwiek zwracała się stronę, wszędzie napotykała niezwyciężalną przeszkodę i traciła energię, nadzieję, jak ranny traci krew ze śmiertelnej rany.
Jakieś odrętwienie ogarnęło i ciało jej i duszę. Przestała myśleć, ale nie przestała czuć. Głowa jej opadła na grzbiet fotelu. Patrząc na twarz jej pobladłą, myśleć możnaby że omdlała, ale z oczu zamkniętych płynęły łzy.
Naraz światełko jakieś błysnęło, w chwilowo zamroczonym umyśle.
Pani de Nathon ożywiła się, podniosła głowę i wyszeptała:
— Tę myśl zsyła mi niebo!.. Pójdę i ja także tej nocy na bal do Opery!.. W dominie, w masce, gdy zmienie głos, nikt mnie nie pozna... Armand nie