Przejdź do zawartości

Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

roszowi. On się zna z całym światem, on cię tam wkręci!
FELKA: Nie. To już wolę czekać.
ALFRED: Psiakrew!
FELKA: Przecie niezadługo ty będziesz sławny, wielki… A ja tymczasem uczę się… uczę…. całymi dniami. Jaki cudny ten „król Lir"! Jakam ci wdzięczna, żeś mi dał tę książkę i tyle o niej naopowiadał… Tylko zdaje mi się, że ta aktorka, co grała Kordelię, zepsuła tę rolę… Wiesz, ja już umiem całą na pamięć!
ALFRED: Doprawdy?
FELKA: Słuchaj, czy dobrze.

…O, panie!
Tyś mi dał życie, wychował mię, kochał,
I ja odpłacam ci twe dobrodziejstwa
Tak jak powinnam; jestem ci posłuszna,
Czczę cię i kocham. Na co moim siostrom
Mieć mężów, skoro mówią…

ALFRED (znudzony): Ślicznie, bardzo dobrze! (zrywa się, zaczyna biegać po pokoju). Tylko proszę cię, Szekspir! Ktoby grał Szekspira! Szkoda czasu zajmować się Szekspirem!
FELKA (przestraszona): Jakto? mówiłeś przecie, że to największy poeta!
ALFRED: Mówiłem, mówiłem… to szkoła ze mnie mówiła! rutyna, przesąd! Kto jest Szekspir? Rzeźnik, który wprawdzie miał geniusz, ale zawsze był rzeźnikiem! Nic w nim niema