Przejdź do zawartości

Strona:Wieland - Wędzidło z muła.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nim miał czas spoyrzéć, karła nim się o co spyta,
Weszła Pani –– skłoni się –– i iego powita. ––
Choć Gabin nie był wcale z tych Paniczów grona,
Których piękna czy panna, czy to cudza żona,
Od razu całkiem zachwyca,
J z duszą w swe władzctwo bierze,
Jednak sam sobie w myśli musiał przyznać szczerze,
Jże niewidział dotąd pięknieyszego lica.
Opisać te iéy wdzięki byłaby rzecz próżna;
To się określić nie daie,
Ani opowiedzieć można,
Na co wyrazów nie staie.
Więc tyle tylko powiem: że wdzięki, powaby,
Tak śliczne w sobie złączyła,
Że niemi sto panienek upiększyć mogłaby,
A które, trafnéy sztuki, a i czarów siła
Tak przyłudą podwyższyła,
Że nasz rycerz zachwycon blaskiem wdzięków mnóstwa
Oniemiał, iak gdyby był przed obliczem bostwa.
J ledwo w téy to potrzebie,
Zdołał przecie przyiść do siebie.
Przystąpił do niéy, rączkę iéy malutką,
Jako śnieg białą, iak śliwka pulchniutką,
Całuiąc; wyrzekł te słowa:
„ Czyś wdzięków wróżka, czyliś piękności krolowa,
„ Daruy proszę, taż to iest szłuszności prawidło,