Strona:Walerian Kalinka - Jenerał Dezydery Chłapowski.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tylko, przed którym księga naszego życia zawsze jest otworem!… Kiedy Marcinkowski dokonał szczęśliwie trudnej operacyi na pani Stan. Chłapowskiej, mąż dziękując mu ze wzruszeniem, rzekł: „Co to za piękny zawód matkę tylu dzieciom uratować!“ „Tak, odrzekł tenże; lecz o ileż piękniejszy zawód księdza, który duszę ratuje!“ Ileżto dusz uratowanych i uświęconych przez Koźmiana, ile domów przez niego uzdrowionych, podniesionych moralnie! Czem Marcinkowski był dla Poznańskiego pod względem lekarskim i obywatelskim, tem był Koźmian pod względem duchowym i kościelnym. A nietylko dla Poznańskiego; — bo gdzież nie sięgała jego ręka czynna, jego serce dla całej Polski bijące!…

Pod koniec r. 1853, zdrowie pani Chłapowskiej coraz bardziej słabnące, zmusiło męża, że jeszcze jednę zimę przepędził w Rzymie. Tam młodsza córka objawiła zamiar wejścia do Zgromadzenia Sercanek. Matka wstrzymywała pozwolenie przez dwa lata, aż przekonawszy się o stałości jej powołania, odwiozła ją z mężem w r. 1857 do nowicyatu paryskiego. W miesiąc po jej obłóczynach umarła. Zbyt mało mówiłem o tej niepospolitej niewieście, i sam dobrze czuję, ile przez to zamilczenie obraz mój utracił, i krasy, i ciepła. Oboje dziwnie zgodni byli z sobą i podobni: jednakowa była ich miłość Kościoła i Ojczyzny, jednakowa sumienność w pracy i uczucie obowiązku, troska o dzieci, o domowników i o włościan; w życiu prostota i stałość, tylko że co u jednego było granitowe, u drugiej wszystko jakby z aksamitu. „Była to prawdziwie wielka pani, w całem ale w dobrem znaczeniu tego wyrazu. Żadnej u niej drobiazgowości. Zawsze jednakowa, prosta, słodka, miłująca. Przystępna a niewymownej dystynkcyi, w sposobie, w gestach, w ułożeniu; jedna z tych istot tak szczęśliwie i wysoko rozwiniętych, iż na jakimkolwiek szczeblu towarzyskim spodoba się Opatrzności je postawić, choćby na najwyższym, zawsze się znajdą na swojem miejscu; nic ich nie dziwi, nic nie stropi, nie mają nic do nauczenia się, nic do pozbycia“[1].

  1. Kajsiewicz, Pisma II, 239.