Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Niezabitowski - Ostatni na ziemi.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

magazynów, poczęli, celem uspokojenia niecierpliwiącego się tłumu, wyrzucać przez wybite okna towary.
Leciały więc setkami bele tkanin, worki mąki, rowery, paki ze szkłem i butelkami, zawierającemi wina, maszyny do szycia i tysiące innych przedmiotów, pomiędzy którymi były i części maszyn rolniczych, automobili oraz kufry, oddane przez podróżnych na przechowanie.
Na każdy wyrzucany przez okna przedmiot rzucały się natychmiast gromady ludzkie, przepychając się i tratując. Oprócz okrzyków dzikiej radości i salw śmiechu brzmiały również dyszące wściekłością przekleństwa i jęki tratowanych.
Gdzieniegdzie wybuchały walki, w których brały udział całe grupy mężczyzn i kobiet. Czasami ponad głowy skłębionego tłumu wybłyskiwała lśniąca stal szerokiego katalońskiego noża i czyjś przeraźliwy, nabrzmiały bólem głos głuszył śmiech i wycie rozszalałego tłumu.
Na uboczu, wokół rozbitych pak z winem tłoczyły się gromady czcicieli trunku. Odtrącano, jedna o drugą, szyjki butelek i pito na umór. Znikały w szerokich, zachrypłych od krzyku i przekleństw, gardzielach łago-