Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 284 —

jętnie Ogarek, dając Porwiszowi kopnięciem nogi delikatną wskazówkę, aby milczał — nic w tem dziwnego... Kwacki zna się doskonale na fabryce prochu; on go z pewnością więcej popsuł, niż cała dragonia koronna go wąchała. Opowiadaj dalej Kwacki, byliśmy zawsze dobrymi kamratami, obchodzi mnie bardzo, jak ci się powodzi.
I Ogarek kazał znowu postawić świeży dzban miodu.
— Dobrze o tem wiedzieć, że jesteś w saletrzarni — mówił dalej — my tu nieraz po proch do Brodów przyjeżdżamy. W którejże jesteś, bo tu ich jest podobno kilka?....
— U Arona, bodaj wyleciał wraz z siarką i saletrą w powietrze, jak bomba! — zawołał Kwacki.
— Hm.... żebyś tak bardzo czule życzył Aronowi, tegobym nie powiedział... — zauważał obojętnie Ogarek. A długo tam jesteś?
— Rok już cały. Płaci mi jak najmizerniejszemu pachołkowi; na jego łasce wiszę. Aron prochownik wie, żem dezerter, ma mnie w ręku kanalia.