— Słuchamy, słuchamy! — zachęcał Fogelwander Włocha do dalszej opowieści.
— Kiedy przed dwoma laty byłem w Hadze — mówił awanturnik — zrobiłem znajomość z pewnym bogatym bardzo bankierem i kupcem, który miał piękną córkę. Bywałem często w domu, a że zgadało się o alchemii i kabalistyce, oświadczyłem, że jestem adeptem filozofii....
— Więc ty się bawisz i w czarną filozofię, Giacomo? — przerwał major Sabi z poufałym śmiechem.
— Mój drogi, ja się bawię wszystkiem — odparł Włoch dumnie, podnosząc głowę — w Kalabryi byłem już niemal księdzem, w Wenecyi bawiłem się w lekarza i skrzypka, w Neapolu fabrykowałem merkuryusz, na wyspie Korfu byłem oficerem, w Paryżu miałem fabrykę jedwabnych materyi, w Berlinie założyłem loteryę, którą Casabilgi dotąd prowadzi, i tak dalej bez końca — czemuż tedy nie miałbym się czasem zabawić w kabalistykę?
— Owóż w Hadze u tego bankiera...
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/186
Ta strona została przepisana.
— 182 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/29/W%C5%82adys%C5%82aw_%C5%81ozi%C5%84ski_-_Skarb_Wata%C5%BCki.djvu/page186-1024px-W%C5%82adys%C5%82aw_%C5%81ozi%C5%84ski_-_Skarb_Wata%C5%BCki.djvu.jpg)