Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 173 —

rego dotąd mimo ciężkich kłopotów zawsze unikał. Pośpiech był konieczny — i tak nasz oficer na drugi już dzień ukończył interes. Agent, a raczej lichwiarz, któremu zastawił swój patent, wypłacił mu 5,000 złotych.
Dawno już Fogelwander nie miał tak znacznej gotówki w kieszeni. Złoto poczęło w nim budzić nieszczęsną żyłkę szulerską. Począł rozmyślać, czy nie dobrzeby było spróbować jeszcze szczęścia, którego jeden uśmiech mógł kilkakrotnie pomnożyć otrzymaną sumę, wrócić mu zastawiony patent i na jakiś czas przynajmniej uwolnić z przykrego położenia.
Młody oficer walczył mężnie z pokusą. Pamietał o tem, że rzuciłby tym sposobem na niepewną kartę cały los swój, całą przyszłość — a w końcu, co dziś najbliższem było jego myśli i imaginącyi, całą swą wyprawę przeciw Szachinowi. Odganiając od siebie natrętne pokuszenie, biegł do domu z pieniędzmi, jakby uciekał sam przed sobą.
W rynku, koło winiarni. Ormiana Wartonowicza, zaszło mu drogę dwóch mężczyzn. Jeden z nich był w czerwo-