Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 167 —

czaszce i zatrzymywać się na pewnych miejscach jakby macała.
— Uważajże Fogelwander — trzepał szybko doktor Bamber — uważaj dobrze, bo obersztem zostaniesz, posiwiejesz, umrzesz, a taki wypadek ci się nie zdarzy nigdy. Tu jest os prorae inverecundum, a tutaj są orbitales, tu właśnie zaczynają się margines superorbitales, tu jest crista a tam proceesue zygomaticus. Otóż jedna kula dotknęła bokiem tubera, zawadziła o foramen, poszła tędy, tędy, szarpnęła tędy, i została we włosach! Patrz, oto ta kula!
Fogelwander wyrwał głowę z rąk Bambera i powstał z naiżywszą niecierpliwością.
— Chcesz mnie do passyi przyprowadzić, cyruliku! — zawołał — ja nie Styrnaeus, ani Brambilla, ani Boerhaven: mówże mi zaraz, umrze czy żyć będzie?
— Ale żyje, żyje, żyje i żyć będzie! Obie kule już wyciągnąłem. A wiesz, Schnabelwander, gdzie druga była? Niesłychanie rzecz ciekawa. Ruszyła szyję, koło arcus jugili, minęła vena vertebralem, i wyobraź sobie, i....