Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 156 —

mego nam już sierżanta z gwardyi pieszej — rozkazuję ci, a nawet proszę, abyś wydobył zaraz tego rannego z fossy, ale lekko i ostrożnie. Miej litość nad nim, boś ty żołnierz, a kiedy ci Bóg przeznaczy konać na pobojowisku, ktoś ci litością wynagrodzi!
Gwardyak, w którego żołnierskiej piersi głos surowego obowiązku i posłuszeństwa nie przygłuszył dobrotliwego z natury serca, pośpieszył z żołnierzem w głąb szańców, dopadł do składu narzędzi robotniczych i w jednej chwili zaimprowizował nosze. Następnie żołnierze razem z Fogelwandrem zeszli w głąb rowu, i podniósłszy ostrożnie rannego Trokima, wywindowali go z trudnością na stok wałów. Sierżant rozesłał na improwizowanych noszach płaszcz, i złożono na nich hajdamaka.
— A teraz?.... — zapytał sierżant.
— Teraz.... — powtórzył w zamyśleniu Fogelwander — teraz... na prawdę nie wiem, co począć z tym nędzarzem!....
— Do szpitala nie chciał go oddać, bo znaczyłoby to pozbywać się osoby Trokima, który wskutek właśnie co opi-