Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 131 —

w Brodach, jutro w Frankfurcie, dziś w Londynie jutro w Jassach lub nad Bosforem. Ja nie jestem niczym poddanym; nie boję się waszych praw; gdy zechcę wszędzie mnie znajdziesz, — gdy nie zechcę, nigdzie!...
— Ale ja nie chcę pańskiej zguby — ciągnął dalej żyd z tym samym spokojem i naciskiem — ja nie myślałem o żadnej zasadzce, nie zapomniałem tylko o obronie, tak jak pan nie zapomniałeś o krucicach nabitych. To własność moja — dodał wskazując w stronę, zkąd przed chwilą wydobywało się wołanie o ratunek — a jeżeli pan użyjesz broni w szalonym zamiarze, na Boga! nie ujrzysz już dziennego światła!...
Fogelwander próbował mimo swego wzburzenia namyślić się nad sytuacyą, w której się znalazł. Widział się bezsilnym w obec przemocy. Miał przeciw sobie trzech przeciwników, widocznie śmiałych, zrezygnowanych na wszystko i dobrze uzbrojonych... Ale wołanie o pomoc, które dotąd mu brzmiało w uszach rozdzierającem echem, ale to odwołanie się słabej, nieszczęśliwej istoty do jego obro-