Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 127 —

przebiegać od chwili do chwili dreszcz niepokonanej trwogi.
Czy to tylko sen był tak trwożny i niepokojący sam przez się, czy może to był odblask cierpień rzeczywistych?...
Kilka chwil zajęty był Fogelwander tym niespodziewanym widokiem, gdy uczuł, jak go Szachin chwycił za rękę i w tył pociągnął, dając mu znak do popowrotu. Fogelwander nie mogąc się oderwać od czarownego widziadła, nie chciał jeszcze ustąpić i chciał uwolnić się z dłoni Szachina. W ruchu tym nieostrożnym szpada jego trąciła z głośnym stukiem o drzwi, a ostrogi zabrzęczały. Młoda dziewczyna ocknęła się ze snu, powieki odsłoniły duże, czarne oczy... Porwała się szybko z krzesła i wydała okrzyk przestrachu. Potem, jakby przypomniawszy sobie swe położenie, padła znowu na krzesło i przymknęła oczy na chwilę. Wkrótce podniosła jednak znowu swe czarne oczy, pełne blasku i dziwnej trwogi, i rzuciła spojrzenie na oficera...
Widok Fogelwandra uderzył ją widocznie, a z oczu jej strzelił wyraz dzi-