Przejdź do zawartości

Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dem — wóz jednak błyskawicznym zwrotem odciął mu odwrót, gdy uchylając się od ciosu, odskoczył naprzód, znowu zwrot jak myśl szybki — maszyna — potwór pędziła wprost na niego.
Stało się to wszystko tak szybko, iż obrazy widziane zlewały się ze sobą.
Pamiętam jedynie dziwaczny i straszliwy skok ściganej ofiary w chwili, gdy z rozkrzyżowanemi rękoma znikał pod kołami samochodu. Wóz został podrzucony w górę, jak łódź, przecinająca bałwan morski, ale bałwan ten był rzeczą twardą — zdawało mi się, że słyszę trzask łamanych kości...
W tej chwili samochód zawrócił wstecz z taką szybkością, iż zostałem niemal wyrzucony z mego siedzenia, pędząc ponownie w kierunku nieszczęśliwej ofiary. Taboado już nie krzyczał... czy przerażenie głos mu odjęło, czy może sądził, że ludzie, siedzący w powozie wracają, aby mu przyjść z pomocą?
Samochód podskoczył znowu — tym razem przeszkoda wydawała się twardszą i większy stawiała opór. Wóz zatoczył się jakby się miał przewrócić... dał się słyszeć chrzęst jakgdyby pękającej beczki, której klepki i obręcze rozlatują się równocześnie. Ile razy samochód z tą samą bajeczną szybkością zawracał tam i z powrotem — nie wiem, za każdym razem przeszkoda stawała się słabszą... trzask ustał...
Nazajutrz wszystkie dzienniki stolicy przyniosły wiadomość o wypadku biednego Taboady. Wypadek dał powód do deklamacji; powstawano na barbarzyństwo automobilistów, pędzących po ulicach miasta pełną szybkością, grożąc życiu spokojnych przechodniów... i nic więcej.
Nasz dziennik zdobył się nawet na panegiryk pośmiertny dla inżyniera Taboady: wychwalaliśmy jego szlachetność i prawość, przyznawaliśmy mu niepospolite zdolności, gorący patrjotyzm, chociaż niestety schodził na manowce...