Przejdź do zawartości

Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trjotów“, których nieustanne ruchawki sprowadzić muszą anarchję, i uczynią nieuniknioną zbrojną interwencję Yankesów dla przywrócenia ładu. Ze swojej strony dzienniki opozycyjne wysuwają tego samego straszaka, oskarżając rząd o „popełnianie takich okrucieństw, iż Stany Zjednoczone będą zmuszone interwenjować dla poskromienia ich niesłychanego despotyzmu”. Bez straszaka interwencji Amerykańskiej nikt nie mógłby być dziennikarzem w Meksyku.
Istnieje jeszcze inny sposób którego powodzenie jest niezawodne. Nie wiedząc, co powiedzieć o przeciwniku politycznym lub otrzymawszy polecenie nawymyślania komuś, który ośmielił się opisywać kraj takim, jakim jest w istocie, rzuca mu się zawsze tę samą obelgę: „zaprzedany Yankesom“. Nikomu zaś nie jest tajnem, że złoto ich jest niewyczerpaną studnią. Codziennie przysyłają przekupionym przez siebie ludziom olbrzymie kwoty... Gdyby się zesumowało wszystkie, wydane rzekomo na przekupienie Meksykanów miljony, z pewnością nie starczyłoby złota w skarbcu federalnym!
Wróćmy jednak do naszego generała.
Ile razy odczytywał jakiś mój artykuł, w którym miażdżyłem przeciwników, unosił się nad moją umiejętnością ciskania najobelżywszych zniewag pod ich adresem.
— Co za mistrzostwo pióra! co za siła! mój kochany Maltrana, jak mamy ci wynagrodzić olbrzymie usługi, jakie oddajesz dobrej sprawie?
— Mój Boże, to tak łatwo... Jako cudzoziemiec nie mogłem przecież pretendować o poselstwo lub fotel ministerjalny. Aspiracje moje były o wiele skromniejsze.
— Zadowolę się, panie generale, jeżeli mię pan generał wyznaczy do pierwszej komisji, jaka będzie wysłana do Nowego Yorku dla poczynienia zakupów rządowych. Obojętnem mi jest, czy będzie chodziło