Przejdź do zawartości

Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

godziną protokół, w którym zdawał sprawę z awantury, wywołanej przez starą przekupkę w kinie. Weteran bez słowa podarł swój raport na drobne kawałki. Komisarz zwrócił się do oskarżonej:
— Moja kobieto, możecie iść do domu.
Głos komisarza zbudził starą z zadumy. Więc naprawdę wolno jej odejść? jacy oni dobrzy!
— I mogę wrócić do kina, panie komisarzu? pozwolą mi oglądać mego chłopca co wieczór?
Obaj urzędnicy uśmiechnęli się mimowoli i skinęli potakująco głową.
Stara wyszła z komisarjatu powolnym krokiem... nie trzeba, aby myślano, że stąd ucieka, jakgdyby miała nieczyste sumienie.
Skoro jednak wyszła na ulicę, przekonawszy się, że jej nikt nie śledzi, uniosła spódnicę i puściła się pędem z młodzieńczą szybkością z powrotem do kina.
Mimo pośpiechu, przybyła zapóźno, ostatni widzowie już wychodzili, służba gasiła światła. Wkrótce zamknięto bramę.
Stara, oparłszy się o mur, z twarzą ukrytą w dłoniach, szlochała jak dziecko.
— Czekać aż do jutra! — szeptała — tak długo nie widzieć mego chłopaka!

II.

Następnego wieczora biedna staruszka stawiła się w kinie z głową spuszczoną, uniżona i pokorna, pragnąc prześlizgnąć się niepostrzeżenie. Odźwierny jednak, który ją poznał, poskoczył do niej.
— Dość mamy awantury wczorajszej! dla Pani niema miejsca!
— Puść mię pan, mój dobry panie. Przysięgam,, że zachowam się najspokojniej. Miała minę napierającego się dziecka, tak zabawną, że w końcu odźwierny i kasjer parsknęli śmiechem i wpuścili ją do środka.
Stara ukłoniła się obu z ujmującym uśmiechem