Przejdź do zawartości

Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Z czego utrzymujesz się, skoro nie „pracujesz“? — spytał Szczupak. — Z „oszczędności“?
— Nie, handluję.
— Czym?
— Pomarańczami.
— Smaczny artykuł. Ale czy to ci wystarczy?
— W zupełności. Ale frajery dziś zmądrzeli i nie dają się oszukiwać. „Uczciwie żyć, znaczy ciężko żyć“ mawiają frajerzyz — rzekł badany z udanym westchnieniem.
Komisarz, który znał się na aktorskich zdolnościach ludzi nocy, przyjrzał się uważnie badanemu, po czym wyjął papierośnicę, zapalił papierosa i poczęstował aresztowanego.
— Palcie, proszę. Jestem zadowolony, że zerwaliście z tym podłym życiem. A wiec założyliście sobie sklep owocowy i zostaliście uczciwym kupcem?
— Poco odrazu zakładać sklep i płacić podatki. Niechaj podatki płacą frajerzy.
— A więc handlujecie i oszukujecie Skarb Państwa?
— Mam wózek ręczny, na którym obwożę swoje towary. Jeżeli to równoznaczne jest z okradaniem Skarbu Państwa, to już uczciwym być nie mogę.
Komisarz roześmiał się:
— Jak widzę, dorobiliście się, ale, przypuszczam, że gdy nawija się „zarobek“, nie przepuszczacie tej okazji...
Badanemu zaiskrzyły się oczy.
— Człowiek nie jest z drzewa...
— Powiedźcie mi, jakim sposobem trafiliście do meliny garbuska, u którego zbierają się tylko złodzieje?
— Starzy znajomi. Przyszedłem do staruszka w odwiedziny. Chory jest. Przyniosłem mu kilka pomarańczy Nie rozumiem, czego tam policja szukała.
Szczupak uśmiechnął się pod wąsem i rzekł: