Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pak pytanie, starając się te słowa wypowiedzieć łagodnie.
— Na wstępie zaproszeniem na kawę z ciastkami — odrzekła, uśmiechając się zalotnie.
Szczupak przyglądał się jej z rosnącym zainteresowaniem.
Pięknie skrojony kostium angielski leżał na jej zgrabnej figurze, niby ulany. Srebrny lis, który zdobił jej kostium, dodawał wiele gracji.
„Zimna kokota“ stwierdziła z zadowoleniem, że od pierwszego wejrzenia wywarła na Szczupaku dobre wrażenie. Intuicją kobiecą wyczuła, że jej plan uda się całkowicie. Postanowiła nie dać mu ani czasu, ani możności uwolnienia się od czaru, jak na nim wywierała. Bez ceremonialnie ujęła go za ramię i skierowała się w stronę Wierzbowej.
Szczupakowi jej zachowanie wydawało się podejrzanym. Pozwolił siebie prowadzić dokąd chciała, ale w duchu postanowił zachować ostrożność. Wiedział coś nie coś o tym, że jego poprzednicy, zarówno Żarski jak i Wołkow dlatego skończyli tak marnie, że zadawali się z kobietami, które doprowadziły ich do upadku.
„Zimna kokota“ zaprowadziła Żarskiego do jednej z cukierni w tej okolicy, które o tej porze były puste. Zamówiła dla siebie i dla Szczupaka dwie pół czarne. Usiadła w takiej pozie, by Szczupak mógł podziwiać jej piękną linię ciała. Zarzuciła szarmancko nóżkę na nóżkę. Szczupak poczuł po grzbiecie dziwny, lekki dreszcz rozkoszy.
Szczupak czuł, że ta kobieta wywiera nań coraz silniejszy wpływ. Postanowił temu przeciwdziałać.
— Ciekaw jestem, co mi pani ma tak zajmującego do opowiedzenia, że uważała nawet za wskazane dzwonić do mnie w nocy.
„Zimna kokota“ przysunęła się bliżej do komisarza tak, że kolana jej oparły się o jego nogi.