Przejdź do zawartości

Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słucham.
— Sądzę, że nie jest to odpowiedni moment. Czekają na ciebie. Przyrzekłem cię sprowadzić.
— Co?..
— Powiedziałem dość wyraźnie.
— Nie pójdę.
— Nie możesz nas obrazić. Dwa dni szykowaliśmy się do tego przyjęcia. Cała paczka czeka na ciebie. Oczekiwali cię na dworcu.
— To bardzo głupie z waszej strony. Jak mogliście coś podobnego uczynić? Sami mogliście mnie „wsypać“.
— Chcieli się tylko przekonać, czy przyjechałeś. I tak nie zbliżyliby się do ciebie. Na szczęście nie poznali cię wcale.
— Ale ja ich poznałem. Nie tylko ich. Konfidentów też poznałem. Jednego z nich zatrzymałem i zapytałem o nazwę dobrego hotelu.
— Ryzykujesz za bardzo. Igrasz z życiem. Chodź. Wszyscy czekają tam, proszę cię.
— Policja również czeka — uśmiechnął się Krygier.
— Bądź spokojny. Meliny, gdzieśmy przygotowali przyjęcie na twoją cześć, nigdy nie wykryją. Zaręczani moją głową.
— Nie pójdę. Podziękuj wszystkim w moim imieniu. Co mi po twojej głowie? Wolę mieć swoją na karku. Zrozum, że mam o czymś ważniejszym do pomyślenia.
— Przede wszystkim — zauważył Antek — musi my omówić z tobą, w jaki sposób mamy odbić jutro Janka, Lipę i Anielę, gdy ich prowadzić będą do sądu lub z powrotem.
— Żebyście się nie ważyli czynić coś podobnego! — zawołał Krygier gwałtownie. — Nie dopuszczę do żadnych zamachów. Rozumiesz?
— Co!??.. Nie poznaję ciebie!.. Zdajesz sobie sprawę z tego, co mówisz?!
— Nie pozwalam!