Przejdź do zawartości

Strona:Urke-Nachalnik - Gdyby nie kobiety.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Aha... Rozumiem.. A kiedy to miało miejsce?
— Nie pamiętam.
— Przypomnijcie to sobie, bo to ważny szczegół. Nawet poniekąd decydujący i dla waszej sprawy.
— Nie mogę sobie tego przypomnieć.
Sędzia śledczy poczynił pewne notatki w swoich aktach.
— Powiedz mi pan — zmienił naraz sędzia śledczy ton — czy mógłby pan złożyć kaucję, gdybym powziął decyzję wypuszczenia pana na wolność do czasu wyjaśnienia sprawy?
— Zależy o jaka sumę chodzi — odparł Stasiek Lipa spokojnie, aczkolwiek nie wątpił, że to chwyt sędziego śledczego, który pragnie go zaskoczyć czymś.
— Dobrze. Na dziś starczy. Za kilka dni dam panu znać o wysokości potrzebnej kaucji. A za córkę również jest pan gotów złożyć kaucję?
— Wolałbym, aby pan sędzia natychmiast wypuścił córkę moją na wolność! Ona jest absolutnie niewinna! — wyciągnął Stasiek Lipa obie ręce przed siebie, a oczy za szły mu łzami.
— O, nie! Ona musi pozostać w więzieniu! Wraz z ukochanym ma ona na sumieniu szereg ciężkich grzechów.
— Co? Moja córka? Nie! To wykluczone! Przysięgam, że moja córka jest niewinna i że nie dopuściła się żadnego przestępstwa! Gotów jestem za nią złożyć na poczet kaucji cały mój majątek, byleby się jaknajszybciej znalazła na wolności! Złe dziecko, ale zawsze moje dziecko. Jedne dziecko!
— Ile ma pan w swoim majątku? — zapytał naraz sędzia śledczy.
Stasiek Lipa zawahał się:
— Mam licznych przyjaciół, którzy z pewnością złożą potrzebną sumę, o ile mój skromny mająteczek nie wystarczy.