Przejdź do zawartości

Strona:Tymoteusz Karpowicz - Odwrócone światło.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
kopia artystyczna

NIBY KUŹNIA BORUTY
kuźnica kołłątaja jest kuźnią boruta tu co nogę
zajeżdża na strzemienne wierzby słuckie po szopenie
piwa dźwięcznego za miedzią wypić z delegacji
rozliczyć serce narodowe a za trzy noclegi
w piekle rozbiorem stojącym rzepichę sobie wpisuje
na suchą gałąź kosztów i wtedy francuski
kusy podsiada mu język plotą dwaj a po trzy
 
w gwiazdomowach wieża bąbel obraca się językiem na
dół
mogiły zwierzchniej po narodzie język liże pod sobą
słowackiego
białą larwę śmierci tak wypowiada swój triumf
nad zdrętwiałą od wściekłości krtanią ziemi co zapiekłe
sadza kolana pod sobą ze żmudzi ma przecież biesa
własnego
w każdym poplonie czoła i tak ta noc kuźnicza mija pod
tym piórem
widzę jak mars odpina merkuremu skrzydła i za borutami
przy piętach coś majstruje a śmierć już z ran życia
wylizana
nogę za pięć dwunasta podstawia do kucia