Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wreszcie jej własne serce sprawiło, że nagle zrozumiała. Zrozumiała jak beznadziejna walkę podjęła z sobą, jaką zbrodnię chciała popełnić wyrzekając się tego, co stanowiło dla niej cel i sens i urodę życia.
— Wierzę, wierzę, wierzę i kocham, tak strasznie cię kocham — mówiła wśród łkania tuląc się doń z całej siły.
— Kate!
Zwarli się w uścisku, oboje nieprzytomni ze szczęścia, oboje do reszty wyczerpani niepokojem i męką wielu dni.
Później usiedli obok siebie, jak wtedy. Mówili to, co ich tęsknota powtarzała sobie tygodniami, czego się już dawno nauczali na pamięć. I mówili jeszcze, że już nic ich nie rozdzieli i że są tacy szczęśliwi. Mówili wszystko to, co jest takie banalne i szablonowe póty, póki nie rozpłomieni się prawdą, a któraż prawda rozjarza się bardziej niż prawda miłości...
Zmierzch już zwolna zapadał na dworze, gdy Roger zapytał:
— Widzisz, Kate, teraz już nie boisz się swego uczucia i tego, że może ci odebrać twoja niezależność duchową.
Przytuliła się doń jeszcze mocniej:
— Przeciwnie. Boję się jeszcze bardziej. Ale wolę wszystko stracić, niż ciebie. Gdybym nawet wiedziała, że mnie kiedyś przestaniesz kochać, że mnie porzucisz, że kiedyś umierać będę z rozpaczy... To niech, niech sobie, byle móc na krótko bodaj być tak szczęśliwą jak teraz...
Hałas otwieranych drzwi wejściowych uprzytomnił im, że są w mieszkaniu Jolanty. Ona sama też stanęła na progu i chociaż zdążyli wstać i zająć pozycje dość od siebie odległe, powiedziała:
— No, zostawiłam wam zdaje się dostateczną ilość czasu!... Porozumienie osiągnięte i sojusz zawarty?... Kiedy ślub?
Śmieli się we trójkę, a pani Jolanta dodała:
— Zakochani to tak jak tlen z wodorem: wystarczy zostawić ich razem, a muszą się połączyć. Ta tylko różnica, że bez detonacji. Ach — westchnęła — wołałabym może coś dla siebie, ale widocznie starzeję się, skoro swatanie daje mi już namiastkę satysfakcji.