Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/345

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc, pani Kate, — mówił dalej, czy i wtedy pani nie zmieni swych poglądów, czy i wtedy...
Ostry dzwonek przerwał jego słowa.
Drgnęli oboje. Dzwonił telefon.
— To na pewno z teatru — powiedziała Kate.
Nie myliła się: istotnie telefonował dyrektor Madziar. Zasypywał Rogera gratulacjami i określeniami pełnymi entuzjazmu. Publiczność po zapadnięciu kurtyny dobrych pięć minut biła brawo. Nikt nie ruszał się do szatni. Ponownie wywoływano autora. Powodzenie olbrzymie. Wszyscy bez wyjątku krytycy przyjęli tę sztukę jako rewelację.
Tyniecki słuchał przybladły i głos mu drgał, gdy zapytał:
— Tedy duży sukces?
— Ach panie, to nie sukces, to zwycięstwo — zawołał dyrektor. — Zwycięstwo na całej linii.
Roger odkładając słuchawkę, powtórzył jego słowa:
— Zwycięstwo na całej linii...
Stojąca obok Kate, wyciągnęła doń odruchowo ręce, mówiąc w podnieceniu:
— O, ja wiedziałam, że tak będzie, że tak być musi... Jestem taka szczęśliwa, taka szalenie szczęśliwa...
Iskrzyły się jej oczy, a na policzki wystąpiły rumieńce, promieniowała radością, a jej piękność wydała się Rogerowi czymś wręcz nieprawdopodobnym.
Wziął jej ręce i bez słowa przyciągnął ku sobie. Nie opierała się. Wówczas objął ją ramieniem i pochylił się nad jej twarzą Kate nie cofnęła ust i zwarli się w długim pocałunku. Teraz dopiero w tej półprzytomności zrozumiała, jak bardzo i od jak dawno pragnęła tego. Ogarnęło ja przemożne uczucie zaspokojenia, osiągnięcia, spełnienia się... Uczucie słodkie, obezwładniające, a jednocześnie budzące w piersi pragnienie krzyku, głośnego wołania o swoim szczęściu i pragnienie drugie: biec przed siebie, na oślep, przez łąki, przez szerokie bezkresne łąki w słońcu, w radosnym, pijanym pogodą szczęściu, którego ani objąć, ani pojąć niepodobna, które rozsadza nadmiarem oddechu płuca... I tak rozkosznie, tak oszałamiająco mąci myśli...