Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeszcze jedną dziewczynę do „królikarni“ doktora Kunoki i Brunickiego.
Stało się to w sposób zupełnie przypadkowy. Pewnego dnia zatelefonował Załkind z pytaniem, czy nie mógłby pożyczyć auta, gdyż chciałby pojechać do Konstancina, a ostatni pociąg już odszedł. Drucki zaofiarował się, że sam go odwiezie.
Było już dobrze po północy, gdy wracając do miasta, wjechał na lepszy odcinek szosy i dał pełny gaz. Reflektory znakomicie oświetlały drogę na dużą odległość i dlatego już zdaleka zauważył stojącą na skraju szosy postać.
Przyszło mu na myśl, że jest to, albo wystawiona na wabia kobieta, pozostająca w zmowie z bandytami ukrytymi w rowie, albo też rzeczywiście dziewczyna, chcąca prosić o podwiezienie jej do Warszawy. W obu wypadkach warto było stanąć, gdyż, albo będzie zajmująca przygoda, albo znajdzie towarzyszkę na dalszą drogę.
Postanowił zwolnić pęd samochodu i to uratowało życie dziewczyny. Mianowicie, w chwili, gdy rzuciła się pod auto, zdążył jeszcze gwałtownym szarpnięciem kierownicy skręcić wbok i, pomimo dwóch silnych zarzutów, wyrównać i zahamować.
Momentalnie wyskoczył i dopadł jej w chwili, gdy zerwała się z ziemi i rzuciła do ucieczki.
— Stój! — złapał ją za rękaw — co to ma znaczyć?!
— Niech mnie pan puści — próbowała szamotać się.
— Co to? Krew? — zawołał, uczuwszy pod palcami lepką ciecz.
— Niech mnie pan puści — błagała.
— Nie, aniołku, pójdziesz ze mną.
Pomimo jej oporu zaprowadził ją przed reflektory auta. Była to młoda, skromnie ubrana panienka.