Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Prokurator Alicja Horn tom II.pdf/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie zdążyła jeszcze zabrać się do sprzątania, gdy w przedpokoju rozległ się dzwonek. Otworzyła drzwi. Na progu stała ta sama piękna pani, która dawniej tu tak często bywała, tylko teraz była opalona na bronz i widocznie wracała z pociągu, bo w ręku trzymała walizkę.
— Pana niema — powiedziała Zośka, zasłaniając sobą wejście...
— To nic, zaczekam — odpowiedziała Alicja i weszła.
— Długoby pani musiała czekać, bo pan wyjechał.
— Dokąd wyjechał?
Zośka wzruszyła ramionami:
— Wyjechał gdzie mu się podobało.
Alicja spojrzała na nią surowo:
— Niech się panienka nauczy grzeczniej odpowiadać! Kiedy pan Winkler wyjechał?
— Nie wiem, nie mój interes.
— Jakto, panienka jest tu służącą i nie wie, kiedy pan wyjechał.
— Ja tam, czy wiem czy nie wiem, a nie moja rzecz każdemu odpowiadać.
Alicja zdjęła kapelusz, poprawiła przed lustrem włosy i usiadła w fotelu.
— Przecie panienka zna mnie — powiedziała spokojnie i wie, że jestem znajoma pana Winklera?
— Wiem. Ale takiego rozporządzenia nie mam, żeby każdej znajomej, co na mego pana leci, wszystko opowiadać. Dużoby się takich amatorek znalazło.
Powiedziała to z umyślną intencją i aż rozpierała ją radość, że może dokuczyć tej pani, której niecierpiała.
— To panienka znajduje, że ja „lecę“ na pana Winklera?
— A może nie? — szyderczo zapytała dziewczyna.
— A panienka mnie nie lubi?
Zośka wzruszyła ramionami.