Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skóra o atłasowej karnacji, to wyuzdane, wyrzucenie bioder. Tak… i te usta wygięte konwulsyjną żądzą… ten sam skurcz różowych palców stóp i rąk… i — maska.
Owrócił się. U progu, oparta plecami o ścianę stała Lena. Z pod łuków rozpiętych brwi biło weń niewysłowione narkotyczne spojrzenie.
— Lena… — głos jego brzmiał chrapliwie — Lena…
— Czemuś mi o tem nie powiedział? Czemuś zataił, żeś widział to!?
— Gdybym przypuszczał, gdybym mógł przypuszczać, że to bezwstydne… Zresztą nawet twój mąż się tego nie domyśla…
Usta Leny skrzywiły się w pogardliwym uśmiechu.
— Bo mnie taką nie widział. Rozumiesz! Ale ty… Ty musiałeś mnie poznać… Dla ciebie byłam taka…
— Cha… cha… dla mnie i dla tego jakiegoś żydziaka, który malował to… to…
Szukał w myśli druzgocącego, piorunującego i inkwizytorskiego słowa wzgardy, potępienia i anatemy.
— Czemuś mi o tem nie powiedział?…
— Ach, — rzekł drwiąco — przecie nie mamy zwyczaju mówienia o sobie.
— Jakto?
— No, naprzykład, mógłbym się zapytać dlaczego to zakrywałaś przedemną, że ubierasz się u „Pani Zuzanny“, że bywasz w tamtej kamienicy, nietylko u mnie?
Lena, drżąc na całem ciele, ledwie zdołała wyszeptać:
— Boś… nie… pytał… ja… nie ukrywałam…
— Nieprawda! — zawołał — kłamiesz! Gdybyś nie miała co ukrywać, tobyś sama powiedziała! Ale ja wiem! Wiem więcej, niż…
Nie zdążył skończyć zdania.
Lena zachwiała się, jak człowiek trafiony kulą w serce i upadła na wznak…
Gruby dywan stłumił odgłos padającego ciała. Dla Andrzeja jednak łoskot ten wydał się straszny.
— Nędznik! Nędznik! Cham! Jaskinowiec… jak mogłem!…