Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ani myślę! Ani mi się śni!
Dowmunt z całym realizmem przypomniał sobie nędzę ostatnich dni matki i nieludzką obojętność Bielawskiego.
— Ani mi się śni! Rozumie pan?
Szyderstwo ostudziło Bielawskiego. Opadł na krzesło i wpatrzył się w oczy Andrzeja:
— Nie unośmy się, — powiedział — nie unośmy się. Wszystkie interesy należy załatwiać spokojnie. Kuzyn chce mnie zadenuncjować. Dobrze. Ale jakież będą tego konsekwencje? Otóż, przypuśćmy, że nie uda mi się sprawy zatuszować. Cóż wtedy?
— Wsadzą pana do kryminału.
— Nie o to chodzi. Dla kuzyna ważne jest to, że kary, jakie nałoży Skarb Państwa na fabrykę za niedokładności podatkowe, wyniosą więcej niż fabryka wogóle jest warta i pańscy sukcesorzy dostaną nie trzysta dwadzieścia tysięcy, które kuzyn ze mnie wydusił, a zwykłą figę.
— To trudno.
— Tak?… Przed chwilą powiedziałem, że dba kuzyn o interesy sukcesorów. Widzę jednak, że nad nie przekłada kuzyn chęć osobistej zemsty.
— O, panie!…
— Tak. Zemsty! A dziwię się. Według relacyj, jakie systematycznie otrzymuję, wdowa po pośle Żegocie jest młodą i bardzo ładną kobietą. Bardzo. Sądząc zaś z tak częstych wizyt kuzyna na Bagateli, przypuszczałem, że i kuzyn to należycie ocenia…
Andrzej zerwał się:
— Szpiegował mnie pan?!…
— Oczywiście. W walce o byt, kuzynie, każda broń jest dobra. Człowiek zaś, przewidujący zamiary wroga, zaopatrzyć się w nią musi zawczasu. Pan ma swoją denuncjację, kuzynie, a ja mam liścik, nie anonim, Boże broń, liścik całkiem wyraźnie podpisany, a zaadresowany do pańskiej uroczej małżonki. Myślę, że zaintereso-