Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

było uprzątnięte i tylko na tapecie tu i ówdzie znaczyły się rude plamy.
— Przepraszam, że o tak późnej porze pana niepokoję, — rzekł mały, koszlawy człowieczek z zajęczą wargą — ale sprawa ta bardzo pana obejdzie i jest pilna. Pan Dowmunt? Nieprawdaż?
— Tak. Czego pan sobie życzy?
— Jestem współpracownikiem „Gońca Stołecznego“. Właśnie przed godziną otrzymaliśmy wiadomość o… zresztą może pan sam przeczyta.
Wyjął z kieszeni duży kwadrat szarego papieru. Z jednej strony papier był czysty, z drugiej widniał tytuł dziennika, a pod nim czerwony tytuł na całą szerokość strony:
„Dramat szpiegowski w arystokratycznym domu. — Właściciel „Adrolu“, p. Andrzej Dowmunt, ujął swego szwagra, hrabiego Stanisława Rzeckiego, szpiega G.P.U… Krwawa walka i uwięzienie zemdlonego agenta“.
Dalej był sążnisty i w sensacyjnym tonie utrzymany opis wieczornych zdarzeń, informacje o rodzinie Rzeckich, o Dowmuncie, o „Adrolu“…
— Widzi pan, — odezwał się przybysz, gdy Andrzej skończył czytanie — to jest odbitka szczotkowa. Za godzinę będzie na maszynie. Rozumie pan, że tak wielka sensacja przyniesie dziennikowi masę korzyści. Tembardziej, że żaden inny dziennik nie będzie jej miał. Dlatego też daliśmy ją do druku. Ale, gdy już kolumna była gotowa, przyszedł nasz naczelny redaktor, pan Trylski i powiada, że to niemożliwe, bo pan jest jego znajomym i nie chciałby tego podawać, bo to napewno panu zrobi przykrość.
— A czy to możnaby jeszcze wycofać?
— Trudno byłoby, ale można. Najlepiej niech pan zadzwoni do redaktora.
Zadzwonił. Trylski odezwał się natychmiast:
— Ach, pan Dowmunt? Jakże współczuję, takie przykrości.
— Panie redaktorze. Bardzo zależałoby mi na tem,