Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oto już pod portalem kominka zwarte koło otacza małego, kiełbaskowego generała Wilczura, człowieka władającego bezgranicznemi wpływami i cieszącego się powszechną nienawiścią.
Milczy, raz po raz pokręcając leniwym ruchem swoją koźlą bródkę, która twarzy sfinksa jeszcze więcej dodaje okrucieństwa. Bez drgnienia powieki patrzy białemi źrenicami na nieszczerze życzliwe miny otaczających.
W hallu na tle dębowej buazerji roztacza wspaniałość swych fjoletów i entuzjazm płomiennych oczu dostojnik Kościoła, ksiądz biskup Koturski, słynny z patetycznych kazań i miłości dla zbrojnego bractwa. Obsiadła go grupa pań w czarnych koronkach, podczas gdy młodsze otoczyły uwijającego się w środku znanego zawadjakę komandora Brzechwę, zwycięsko pobrzękującego orderami i od niechcenia rozdzielającego szarmanckie komplementy.
Obok w fiumuarze znany powieściopisarz, ongi rewolucjonista — dziś sędziwy żniwiarz swej przeszłości, Władysław Barciszewski usiłował wbić w kolosalny tułów generała Kuropatkiewicza zasługi roku 1905-go.
Ten jednak z zakłopotaniem pstrykając swoją hiszpanką po każdym argumencie twierdził:
— A wszystko taki, lepiej znaczy się spokojnie. Łopnąć, a rewolucji nie robić. Bunt — znaczy się nieporządki. Choć połóżmy, że i przydali się, a ot ja pamiętam, jak ja jeszcze sztabskapitanem był na japońskim froncie, woła mnie pułkownik i powiada:
— A wiesz, — powiada — że i twoje polaczki buntują się, miatieże w Warszawie robią?
— Tak, mówię panu, i serce mnie ścisnęło się, ale i ręka zaświerzbiała. Toż i twierdzę: łopnąć, a buntu nie robić.
Otoczyło ich grono osób, do których Barciszewski bezradnie rozłożył ręce potrząsając siwą bródką.
— Próżne wysiłki, mistrzu — odezwał się chudy redaktor Kicza o jastrzębiej twarzy — generał zabardzo pozostał sztabskapitanem, on, widzi pan, zrezygnowałby z