Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Elewatory. Projektowane elewatory zbożowe.
Andrzej zaczął barwnemi skrótami opowiadać dzieje swojej koncepcji i etapów jej rozwoju. Z uwagą śledził iskry zapału pobłykujące w źrenicach słuchacza. Podnieciło go to i jego plany rozwijały się przed Romanem jak wstęga drogi, jak szlak, przez który miał przetoczyć się wysiłek woli.
Młody człowiek z przyśpieszonym oddechem wsłuchał się w tę opowieść czynu. Oczyma wyobraźni widział odradzającą się ziemię, smugi czarnych dymów nad kominami parowych młynów, tartaków, papierni, cegielni, słyszał intensywny warkot traktorów i maszyn, zgrzyt stalowych pługów na kamienistych osypiskach, bulgot wody w drenach, na torfowiskach… A dalej długie czerwone gąsienice pociągów towarowych, pełnych po brzegi skrzyniami i workami, na których wszędzie, wszędzie widnieje napis: „Made in Poland“.
— „Adrol“ — ciągnął Dowmunt — to skromny początek, to zalążek, co się rozrośnie w wielką akcję. Minęły czasy romantyków, kiedy mierzono siły na zamiary, nie zamiary podług sił. Ja zaczynam podług sił, bo jestem jeszcze sam. Ale wierzę, że przyjdą inni, że staną ze mną ramię przy ramieniu, że znajdzie się w Polsce więcej pieniędzy i więcej energji, by pchnąć życie naprzód. By z tego kraju marnujących się bogactw, z kraju drzemiącego w impasie wydobyć dynamikę, co dziś świat cały porusza, by z pokolenia „dojutrków“ wyrwać ugrzęzłe w niem siły. Wierzę w to…
Roman wstał. Gorzały mu oczy. Wargi lekko drżały, gdy odezwał się urywanym głosem.
— Panie Andrzeju. Ja… ja za miesiąc będę miał dyplom inżyniera w kieszeni. Pieniędzy mam niewiele. Ale zdrowia, sił i chęci mi nie zabraknie… Panie Andrzeju… Czy przyjmie mnie pan do współpracy?
Andrzej wyciągnął dłoń:
— Poto panu o tem wszystkiem mówiłem.