Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Markiza i inne drobiazgi.pdf/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Banalny dość początek, trudno rzec inaczej,
Miłości tej, ostatniej zaiste, co znaczy
Jakby znak krzyża na mem sercu starem, w męce
Wiecznej pomiędzy dobrem a złem, wciąż w udręce
Pomiędzy nienawiścią a miłością: oto
Port wreszcie, port burzliwy, lecz w który z ochotą
Na resztę życia, na śmierć zawinąć gotowo.
Czyśmy nie dosyć, powiedz, ty można królowo,
Gwiazdo morza, ty zawsze pogodna bogini,
Czyśmy nie dość błądzili w odmętach pustyni
Wodnej, wśród raf, burz strasznych lub straszliwszej ciszy?
Niedość nam smutków, piekła, gdy serc dwoje dyszy
Nabrzmiałych nienawiścią; niedość tej obroży
Wciąż szarpanej daremnie? ach, kłótnie te, gorzej,
Te zdrady, gorzej jeszcze; aż, na sam ostatek,
Pokój, nieprawdaż? pokój: coś niby opłatek
Dzielony wspólnie, pokój na dobre, wytchnienie?
Ach, to byłby cel, prawda? to życia marzenie
Więcej niźli małżeńskie, niemal Chrystusowe...

O, licha ty szynkownio, skąd na moją głowę
Spłynęło tyle dobra...