Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Załęski - Jezuici w Polsce T. 1 Cz. 1.djvu/399

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gorza XIII, a ten polecił jenerałowi Akwawiwie przyjąć fundacyą grodzieńskiego kolegium[1].
Król zabrał się rączo do dzieła. Na początek przeznaczył fundacyi dobra Kondzyn. Budowę murów kościoła doprowadzono do połowy, pod kolegium brano już fundamenta, gdy w tem król umarł. Za zgodą jenerała wieś Kondzyn obrócono na uposażenie domu nowicyatu w Wilnie, kościół oddano na użytek parafii, place wydzierżawiono. Dopiero 1622 r. stanął w Grodnie domek missyjny, 1635 r. rezydencyą, a ledwo 1650 r. otwarto kolegium ze szkołami.[2]

Nieodżałowana, niepowetowana niczem śmierć wielkiego króla była ciosem jak dla całej rzpltj chrześcijańskiej, tak dla zakonu w Polsce i Siedmiogrodzie, a przerwana fundacya kolegium grodzieńskiego była jeszcze najmniejszą stratą. Padł on ofiarą niezgody przybocznych swych lekarzy[3]. Podczas kiedy Buccella w pierwszym zaraz apoplektycznym ataku i zemdleniu króla w nocy 6 grudnia upatrywał symptom niebezpieczny zadawnionych hemoroidalnych cierpień, domagał się prędkiego puszczenia krwi, środków przeczyszczających i wstrzymania się od wina, to drugi lekarz Simmoni bagatelizował chorobę, polecał pić najstarsze wina, manną i konfektem z brzoskwiń i bańkami zażegnywał zło. Rosło ono z dniem każdym, rósł i upór Simmoniego, zgodził się wreszcie na lekkie pigułki i sześć pijawek, kiedy już i krwie upuszczenie było zapóźne. Ataki się ponawiały coraz gwałtowniej, odbierały przytomność, zapierały oddech, szalony ból głowy i gorączka mąciły swobodę umysłu króla. Trzymana z rozkazu króla przez pięć dni w tajemnicy choroba, stała się tak groźną, że gdy szóstego dnia, był to 12-ty grudnia, zrozpaczony Buccella przywołał w sekrecie kanclerza i podkanclerzego, a ci innych senatorów do zamku, wszyscy potracili głowy. Na wzajemnych wymówkach, na wy-

  1. Rostowski, 119
  2. Rostowski 270, 412.
  3. Przyjechał król do Grodna zdrów i wesół jak nigdy, 4 i 5 grudnia zabawiał się łowami, 6-go grudnia w niedzielę czuł się nie dobrze, trapiła go ociężałość nieznośna, ból w całym organizmie, był jednak na całem nabożeństwie. Wieczorem wzmogły się bole głowy, gorączka, nastąpi! atak apoplektyczny tak, iż upadając, skaleczył sobie kolano.